Zamiast obiecanych dwóch dużych pływalni w Obornikach i Chodzieży, młodzież i dzieci jeździli do niepełnowymiarowego basenu w Wielspinie... nigdy nie wynajętym autokarem. Na domiar złego WOPR kupił od szkoły językowej, należącej do żony jednego z członków zarządu... morskie racje żywnościowe. W ubiegłym roku WOPR przystąpił do powiatowego konkursu dla organizacji pozarządowych, ubiegając się o dotacje z powiatowego budżetu na realizację dwóch zadań publicznych: "stworzenie mobilnej drużyny WOPR", na co przyznano dotację 10250 zł oraz na "organizację warsztatów pływackich dla dzieci i młodzieży w celu wyłonienia kandydatów do szkolenia na ratowników WOPR ", na które to zadanie wodniacy otrzymali 4750 zł. - Mam wątpliwości do rzetelnego rozliczenia się z powiatowej dotacji dla tej organizacji pozarządowej - niejednokrotnie podkreślał radny Józef Sulikowski, przewodniczący komisji bezpieczeństwa i porządku publicznego Rady Powiatu. Według niego WOPR nie wywiązał się planowanych szkoleń pływackich, organizatorzy nie wykupili ubezpieczenia przed rozpoczęciem realizacji swoich projektów, narażając na niebezpieczeństwo oddane pod ich opiekę dzieci, a kilku starszych członków WOPR wyjechało do Trójmiasta i Szczecina na szkolenia za blisko 8 tys. zł. - Nie wzięliśmy ani grosza, a ja sam dołożyłem do tych projektów prawie sześć tysięcy - odpiera zarzuty Andrzej Więckowski, prezes zarządu oddziału powiatowego WOPR. Dzieci w niebezpieczeństwie? WOPR-owcy zobowiązali się wynająć autokar i nim wozić dzieci na basen. Na ten cel - jak napisali w swym sprawozdaniu - przeznaczyli 1500 zł. Ten wydatek uwiarygodnić miał podany w rozliczeniu numer faktury, która - jak przyznaje zarząd WOPR-u - nie istnieje. - To musi być jakiś błąd księgowy. My pracujemy, a nie sprawdzamy, by papierki były jak trzeba, poza tym skąd mamy się znać, skoro jeden z nas jest lekarzem, a drugi dyrektorem sanepidu - mówi beztrosko A. Więckowski. Okazało się, że dzieci nigdy nie wyjechały poza miasto na basen, a 1500 zł było przeznaczone na kilka przejazdów prywatnymi autami... z Durowa do Wielspinu. Na pełnowymiarową pływalnię w Chodzieży jeździli - zamiast dzieci - członkowie drużyny mobilnej. Nigdy też nie zostało wykupione ubezpieczenie dla grupy ponad 40 uczestników realizowanych zadań. - Przyznaję, że w końcu grudnia wykupiliśmy polisę za blisko 800 zł dla najlepszych ludzi z drużyny mobilnej. Ubezpieczenie obowiązuje przez cały ten, a nie zeszły rok - nie ukrywa Arkadiusz Wójcik, który jako uczestnik drużyny też się ubezpieczył za powiatowe pieniądze. Kontrowersje budzi też fakt, że nad bezpieczeństwem 28. dzieci i młodzieży czuwało - zamiast obiecanych dwóch instruktorów - tylko jeden, Grzegorz Lewandowski, którego firmie zapłacono 1200 zł. Ciekawym jest, że za opiekę nad dziećmi organizator zadania zapłacił... sam sobie, bowiem - zamiast czterech ratowników - pieczę nad dziećmi sprawował tylko A. Wójcik.