Ewelina Zambrzycka: - Zanussi i komedia. Jak to możliwe? Krzysztof Zanussi:- Nie kręcę samych dramatów. Zdarzyły mi się już komedie. Wiele lat temu nakręciłem komedię "Barwy ochronne", później trącący czarnym humorem obraz "Paradigma". Potrafię się śmiać. Ale tak naprawdę to już nie mam siły. Zmęczyła mnie otaczająca rzeczywistość, powtarzające się problemy i jedynym lekarstwem, jakie znalazłem był śmiech. Tyle że on potrafi być bardziej dotkliwy niż łzy. Pomysł na ten film wziął się w pewnym sensie z "Fausta", który również był przekonany, że może rozpocząć nowe życie. Z drugiej strony, czytałem scenariusz Andrzeja Mularczyka, w którym opowiedział podobną historię, tyle że umieścił ją w kręgu artystycznym, więc trudno było tam o wątek wielkich pieniędzy. Dla mnie jednak był on bardzo ważny. Przeżyłem większość życia w czasach, kiedy ludzie nie mieli pieniędzy. Teraz jest inaczej. Kłopot w tym, że ludzie nie nauczyli się jeszcze żyć z pieniędzmi. Zamiast dzięki nim, żyją dla nich. E. Z. : Borys Szyc, Agnieszka Dygant, Marta Żmuda-Trzebiatowska - to tylko kilkoro młodych aktorów, którzy zagrali w "Sercu na dłoni". Jak pracowało się Panu z młodym pokoleniem? - Zafascynowało mnie to, jak wielu młodych aktorów jest w tej chwili w Polsce. Dobrze pamiętam kryzys połowy lat 80. Znalezienie dobrego, a zarazem młodego aktora nie było proste. W tej chwili sytuacja się odwróciła. Aby wybrać odpowiednie osoby, przesłuchałem 160 aktorów. E.Z. :Angaż do serialu często wydaje się szczytem marzeń. Wyobrażał Pan sobie, że w takim kierunku pójdzie świat filmowy? - Nie chcę mówić o serialach w amerykańskim znaczeniu. O niekończących się szmirach, filmikach, przy których reżyserzy pracują na godziny. Do południa jeden, a po południu drugi. Ale są też świetne filmy, zamknięte przemyślane całości, które zdarza się, ktoś nieopatrznie nazywa serialem. Czy "Dekalog" to serial? Szaleńcem jest człowiek, który tak sądzi. Różnica między serialem a filmem jest taka jak między szmirą a sztuką. Szmira powtarza wyświechtane schematy, jest przewidywalna, daje widzowi dokładnie to, czego ten oczekuje. Sztuka zaczyna się od zaskoczenia, tajemnicy. I z tego kręgu tak naprawdę nigdy nie wychodzi. E.Z.:Czego reżyser oczekuje od widzów? - Dialogu. Tego, żeby moje słowa, które zostały przetworzone w obraz, nie wpadły w próżnię. W trakcie pierwszego pokazu prasowego "Serca na dłoni" stałem za drzwiami, nasłuchując każdego słowa, czekając na moment, kiedy widzowie zaczną się śmiać. Każda ich reakcja była właśnie dialogiem, rozmową ze mną i z twórcami filmu. Nie ma niczego gorszego niż zadać pytanie i nie doczekać się odpowiedzi. E. Z. :Zaangażowanie Dody do filmu było chwytem marketingowym? - Osoby, które obejrzą film, zrozumieją, jak ważna była rola Dody, jak istotny dla filmu jest motyw pop kultury. Przemiana, jaka zachodzi w bohaterce jest kluczowa. Pani Doda była idealną kandydatką do roli, ponieważ nikogo nie gra. Jest sobą. Gdyby jej nie było, nie wiem, co bym zrobił. Chyba musiałbym stworzyć Dodę. Śmiech widzów uznaję za dialog ze mną. Ewelina Zambrzycka