Okoliczności zdarzenia opisała w poniedziałek "Gazeta Wyborcza". Ukrainiec pracował w zakładzie produkcji trumien koło Nowego Tomyśla w Wielkopolsce. W związku z tą sprawą zatrzymano właścicielkę zakładu. Kobieta trafiła do aresztu. Rzecznik wielkopolskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak tłumaczył w poniedziałek, że kilkanaście dni temu w lesie koło Skoków, niedaleko Wągrowca zostały znalezione zwłoki mężczyzny. Policjanci, którzy zajęli się sprawą, zidentyfikowali denata. Okazało się, że był to 36-letni obywatel Ukrainy. Pracował w zakładzie produkującym trumny, niedaleko Nowego Tomyśla - ok. 120 km od Skoków. "Policjanci ustalili, że w upalny dzień mężczyzna zasłabł w pracy i stracił przytomność. Gdy inni pracownicy zawiadomili właścicielkę, ta zabroniła wzywać karetkę pogotowia i nakazała wszystkim iść do domu. Potem okazało się, że nieprzytomny mężczyzna zniknął z terenu zakładu. Nie pojawił się także w domu, w którym mieszkał. W dziwnych okolicznościach zniknął również jeden z Ukraińców, który z nim mieszkał i pracował" - podkreślił Borowiak. Zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci Jak dodał, "po analizie wszystkich informacji oraz uzgodnieniach poczynionych z prokuratorami policjanci zdecydowali o zatrzymaniu właścicielki firmy. Kobieta trafiła do policyjnego aresztu. Funkcjonariusze rozpoczęli także poszukiwania Ukraińca, który zniknął tuż po zdarzeniu. Znaleźli go po kilku dniach w Łomży, w jednym z hosteli". Borowiak wskazał, że dowody i inne materiały informacyjne, które trafiły w ręce prokuratorów, dały podstawę do przedstawienia właścicielce zakładu zarzutu nieudzielenia pomocy nieprzytomnemu mężczyźnie. "Został jej także ogłoszony zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi jej za to kara do pięciu lat więzienia. Podobna kara grozi zatrzymanemu obywatelowi Ukrainy, który znając okoliczności zdarzenia, ukrywał się i zatajał informacje, utrudniając w ten sposób śledztwo" - poinformował Borowiak.