W nocy z 19 na 20 maja 2011 roku w bloku przy ul. Kobylińskiej w Krotoszynie zginęła kobieta. Zarzut zabójstwa postawiono 74-letniemu Marianowi Sz. - Podejrzanemu zarzucono, że 19 maja, działając z zamiarem pozbawienia życia, zadał poszkodowanej kilka ciosów nożem, głównie w okolicę klatki piersiowej - informował rzecznik prasowy prokuratury w Ostrowie Wlkp., Janusz Walczak. 16 stycznia, podczas pierwszej rozprawy sądowej, oskarżony nie przyznał się do winy. Jego zdaniem, kobieta popełniła samobójstwo. Żyli w konkubinacie Jak zeznał, z Marią K. żył w konkubinacie, jednak w czasie trwania ich związku kobieta ta spotykała się też z innymi mężczyznami. - Mówiła mi, że jedzie do rodziny, a faktycznie jeździła do swojego chłopaka z Pabianic - tłumaczył oskarżony. - Ja jej się praktycznie bałem. Mimo to spotykałem się z nią. W dniu tragedii Maria K. przebywała w mieszkaniu oskarżonego. Marian Sz. twierdzi, że oświadczył jej, że nie mogą się już spotykać. Następnie udał do drugiego pokoju. - Przyszła do mnie i namawiała, żebym z nią spał. Powiedziałem, że ma iść do siebie i że nie możemy się dłużej spotykać, bo mam dość jej kłamstw. Wtedy się wściekła. Wyszła z pokoju mówiąc: "Jeszcze tego pożałujesz" - zeznał. Nóż w klatce piersiowej Do tragedii doszło około północy. Marian Sz. twierdził, że już usypiał, kiedy usłyszał otwieranie szuflad w kuchni oraz czyjeś kroki. Gdy poszedł zobaczyć, co się stało, ujrzał ciało kobiety, leżącej na wznak na łóżku. - Jedną rękę miała wykręconą, druga spoczywała na nożu wbitym w klatkę piersiową. Powiedziałem jedynie: "Kobieto, coś ty narobiła". Ona mi jednak nie odpowiedziała. Mężczyzna zeznał, że próbował ratować kobietę, wyciągając nóż z jej piersi. Kiedy jednak zorientował się, że Maria K. nie żyje, stracił panowanie nad sobą. - Byłem w szoku. Niewiele pamiętam. Poszedłem do kuchni, rzuciłem nóż do szuflady i połknąłem tabletki nasenne. Popiłem wódką - stwierdził. Nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego nie wezwał pogotowia. - Byłem w szoku. Chciałem się zabić, bo wiedziałem, że i tak mi nikt nie uwierzy - tłumaczył. Podejrzany dodał, że po zażyciu tabletek i wypiciu wódki stracił przytomność. Odzyskał ją dopiero na drugi dzień. Wtedy zadzwonił do swojego syna. - Z ledwością doczołgałem się do telefonu. Nie potrafiłem wstać, przewracałem się. Powiedziałem mu, że ma przyjechać, bo stała się wielka tragedia. Podczas rozprawy mężczyzna kilkakrotnie podkreślał, że nie zamordował Marii K.: - Ona sama zadała sobie te ciosy. Ja kury nie potrafiłem zabić, a co dopiero człowieka - dodał. Bliscy jako świadkowie W rozprawie sądowej uczestniczyły również, w charakterze świadków, dwie córki Marii K. Obie zgodnie stwierdziły, że ich matka była szczęśliwą, która nie miała powodów do popełniania samobójstwa. - Nic nie wiem o tym, żeby mama miała myśli samobójcze - powiedziała Bernadeta D. Jej siostra zeznała, że oskarżony Marian Sz. był zazdrosny o ich matkę: - Z rozmów telefonicznych z mamą wiedziałam, że ten mężczyzna był bardzo o nią zazdrosny. Zakazałam jej więc jeździć do niego. Od tego czasu przestała mi o nim opowiadać. Do sali sądowej przybyli również córka i syn oskarżonego, jednak odmówili składania zeznań. Agnieszka Marciniak