Powód? Cztery dni wcześniej zakomunikowano rodzicom, że ochronka przestaje istnieć. Na jej miejscu powstanie przedszkole niepubliczne - filia Tęczowej Chatki. Wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba i... poraziła wszystkich. - Przyszła pani Justyna Jastrzębska (dyrektor Tęczowej Chatki - przyp. red.) i zakomunikowała nam, że ochronki od września już nie będzie. Była bardzo zaskoczona, że my nic nie wiemy - relacjonują rodzice. - Rzeczywiście, docierały do nas od kilku tygodni informacje, że ochronka może przestać istnieć, ale nie drogą oficjalną. Sprawa bardzo oburzyła rodziców maluchów. Poczuli się tak, jakby ktoś wbił im nóż w plecy. - Kiedy zaczęły docierać do nas informacje o planach jej likwidacji, próbowaliśmy skontaktować się z ks. proboszczem Mieczysławem Kozłowskim. Nadaremnie. Zawsze słyszeliśmy, że go nie ma - mówi Fred Dajerling. - Liczyliśmy, że przyjdzie na zebranie 21 czerwca i nam wszystko wyjaśni. Nie przyszedł. Postawił nas przed faktem dokonanym. Tradycja ochronki "Aniołów Stróżów" sięga niepamiętnych czasów. Początkowo znajdowała się ona w budynku parafialnym kościoła farnego, później przeniesiono ją na ul. Szkolną. Przez cały czas prowadziły ją siostry zakonne. Pracowały tam również osoby świeckie. - Sama uczęszczałam do ochronki w latach 80. Mam z niej bardzo miłe wspomnienia - mówi Anna Głowacka. - Chciałam, aby takie same miała moja córka. W piśmie przesłanym do redakcji "Wiadomości Wrzesińskich" (podpisało się pod nim 17 osób) rodzice napisali wprost, że czują się oszukani przez księdza Kozłowskiego. Dla niektórych rodziców ochronka była pewną alternatywą, która pozwalała na to, aby dzieci przebywały w przedszkolu pięć godzin, gdzie miesięczne czesne wynosiło tylko 70 zł, a opieka i wychowanie nie odbiegało od tradycyjnego programu przedszkola. "Ksiądz proboszcz w dość radykalny sposób podjął sam decyzję co do istnienia ochronki. Czujemy się oszukani i niepoinformowani o całej zmianie. Nikt nie liczył się ze zdaniem nas, rodziców, i jak my się na to zapatrujemy" - czytamy w piśmie, którego kopie trafiły również do kurii i do proboszcza. Do ochronki uczęszczało blisko 50 dzieci. - Dbano tam o stronę duchową naszych pociech. Kilkuletnie dzieci bez zająknięcia potrafią powiedzieć "Ojcze nasz" czy zaśpiewać pieśni religijne - mówi Justyna Giszczyńska. - Hymn Polski również. - Siostra Urszula, jak i panie Mirka i Marlena doskonale radziły sobie z naszymi dziećmi - podkreśla Anna Szewczyk. - Czuły się one tam jak w prawdziwym domu. Wszyscy rodzice deklarują, że byliby w stanie płacić więcej za pobyt swojego dziecka w ochronce, ale takiego rozwiązania nawet im nie zaproponowano. - Teraz, jeśli chcielibyśmy posłać dziecko do przedszkola niepublicznego, musimy wyłożyć 300 zł (z wyżywieniem - przyp. red.). Nie wszystkich będzie na to stać - mówi Eliza Tomczak. Cała sytuacja jest również bardzo trudna dla ks. M. Kozłowskiego. Decyzja o przekształceniu ochronki, która była oczkiem w głowie jego poprzednika, w przedszkole niepubliczne nie była łatwa. Jak twierdzi - nie miał jednak innego wyjścia. - Siostry, które zajmowały się ochronką, wracają do macierzystego zakonu. Szukałem w innych zakonach, ale nie mogłem znaleźć chętnych do prowadzenia placówki. W zakonach jest bowiem bardzo mało powołań - wyjaśnia M. Kozłowski. - Chcąc ratować sytuację, zdecydowałem się na takie rozwiązanie. Dodajmy, że ochronka przez te wszystkie lata mogła funkcjonować tylko dzięki dofinansowywaniu przez parafię farną. - Smutne, że nie usłyszałem nawet słowa "dziękuję" od rodziców. Ale nie robiliśmy tego, aby ktoś nam dziękował - szybko zastrzega. Ksiądz Kozłowski stanowczo zaprzecza też informacjom, jakoby nie chciał się spotkać z rodzicami. - Projekt umowy wynajęcia pomieszczeń po ochronce jest obecnie u księdza ekonoma - informuje z kolei rzecznik prasowy gnieźnieńskiej kurii ks. Zbigniew Przybylski. Prace remontowe w pomieszczeniach rozpoczęły się już w minionym tygodniu. Oficjalnej zgody kurii jeszcze jednak nie ma. - Umowa będzie później. Zgodziłem się na prace, gdyż nie chcę, aby doszło do sytuacji, że we wrześniu pomieszczenia nie będą gotowe - tłumaczy M. Kozłowski. - Pozostałe instytucje, m.in. TCL i jadłodajnia św. brata Alberta, które znajdują się w budynku ochronki, zostaną - zapewnia. - Osoby świeckie, które pracowały w ochronce, otrzymały u mnie umowy na czas określony. Jeśli się sprawdzą, zostaną - kończy J. Jastrzębska. Łukasz Różański, Tomasz Małecki