Żebracy według encyklopedycznej definicji to najbiedniejsza warstwa społeczna żyjąca z jałmużny, ludzie zaliczani do tak zwanego marginesu społecznego. W średniowieczu stanowili około 2 procent miejskich społeczności. W XIV i XV wieku zaczęli nawet tworzyć korporacje i cechy włączane w ramy miejskich struktur organizacyjnych. Byli przez ówczesne społeczeństwa akceptowani, lecz pod warunkiem, że byli osobami starymi, chorymi, kalekami. Zdolnych do pracy przepędzano. Liczba żebraków znacznie wzrosła W XVI-XVII w., gdy w Europie nastąpiło zjawisko pauperyzacji społeczeństw. Z czasem jednak stosunek do żebractwa zmieniał się: od akceptacji po potępienie. W XVII i XVIII w. zaczęto traktować żebractwo jako przestępstwo. Powstały nawet specjalne domy o więziennej dyscyplinie, w których przymusowo zatrudniano żebraków uznanych za zdolnych do pracy. W XIX w. liczba żebraków znacznie się zmniejszyła. W powojennej Polsce problem oficjalnie nie istniał: komunistyczne władze wszelkimi sposobami dowodziły, że w ustroju powszechnego dobrobytu nikt nie musi żebrać. Po 1989 roku znowu pojawili się na polskich ulicach. Nikt dotąd nie policzył polskich żebraków. Wiadomo tylko, że ich sporą część stanowią nie Polacy, lecz przybysze z Europy Wschodniej, najczęściej z Rumunii. Na światłach o kulach Młody mężczyzna, w bejsbolowej czapeczce, z dwoma kulami w rękach, wyraźnie kuśtykając żebrał na skrzyżowaniu przy hali sportowej w Lesznie. Podchodził do stojących na czerwonym świetle aut i prosił o pieniądze. - Na co zbierasz? - Na doktora - tłumaczył pokazując przekrzywione nogi i wspierając się z całych sił na kuli. Kiedy jednak zapalało się zielone światło i auta ruszały, młody żebrak błyskawicznie przemieszczał się na pas między jezdniami, momentami zapominając o utykaniu. Andrzej Bukowski i Stanisław Marmuszewski autorzy książki "Żebractwo w Polsce" opisali najbardziej skuteczne postacie żebraków. Na pierwszym miejscu znalazł się właśnie żebrak-kaleka. Inne to "kwestarz", "dziad", "współczesny trędowaty". Każda z tych postaci ma swoją docelową grupę klientów, czyli przechodniów, którzy wrzucają parę groszy. Za żadne skarby jednak żebrak nie może wyjść z wybranej przez siebie roli: wówczas traci się wiarygodność... i dochody. Kiedy zdecydowałeś się być kaleką, musisz nim być nawet wtedy, gdy zapalają się zielone światła i ruszają samochody. Młody Rumun nie zarobił zbyt wiele na leszczyńskim skrzyżowaniu. Szybko zresztą został przegoniony przez kierowców, a w następnych dniach już się w mieście nie pokazał. Zbierają na nalewkę - To musiał być ktoś na gościnnych występach - przypuszcza Krzysztof Okoński, kierownik leszczyńskiej noclegowni Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lesznie. - Być może przyjechał na jeden dzień, na próbę. Pewnie z Poznania albo Wrocławia. To nikt z naszych. Okoński wie, co mówi, bo doskonale zna środowisko leszczyńskich żebraków. Zjawisko w tym mieście nie jest wprawdzie aż tak bardzo dokuczliwe i rozpowszechnione, co nie znaczy jednak, że go nie ma. Miejscowych żebraków i przyjezdnych łączy jedno: zazwyczaj pojawiają się w noclegowni. Stąd Okoński zna niemal każdą twarz w tej branży. Dajecie żebrakom pieniądze? Włącz się do dyskusji na forum - Myślę, że żebraniem w Lesznie zajmuje się około 30 osób - mówi Okoński. - Nie są to osoby, które żyją z tej działalności. Oni w ten sposób zdobywają pieniądze na nalewkę albo inny napój alkoholowy, więc zadowalają się niewielkimi kwotami. Bywają też u nas przyjezdni zawodowcy. Mieliśmy pana, który żebrał na ślepca. Dziennie potrafił zarobić nawet 150 zł. Stawiał potem wszystkim w noclegowni kawę. W tym środowisku kawa jest wyznacznikiem pewnego poziomu. Grunt to dobra legenda Żebracy z Leszna aż takimi wirtuozami żebraczej sztuki nie są, ale co by nie mówić, też stosują pewne klasyczne metody. Najpopularniejsze są trzy. Pierwszy to metoda na prawo jazdy. Chodzi o wózki przed supermarketami, które można pobrać, gdy włoży się monetę. Na klientów, którzy z wózkami pełnymi zakupów idą do samochodów, czekają już panowie, którzy mniej lub bardziej namolnie proponują odprowadzenie wózka do boksu. W zamian zatrzymują sobie monetę, która tkwi w wózku. Zwolennicy szczególnie upodobali sobie leszczyński Kaufland, gdzie stali się prawdziwą plagą. Problem zniknął, gdy market zrezygnował z kaucji za wózki. Druga metoda nazywa się "na klamkę". Jest szczególnie popularna na Zatorzu. Ma różne odmiany, w zależności od legendy, jaką żebrak sprzedaje swojej ofierze."Na klamkę" oznacza po prostu chodzenie po domach i proszenie o pieniądze. Najczęściej na jedzenie albo na leki. Metoda zawodzi, gdy takiemu żebrakowi zamiast pieniędzy proponujemy chleb, kiełbasę albo bułkę. Trzecia metoda nosi nazwę "na wędkę", bo polega na łowieniu "frajerów". To zwykłe zaczepianie ludzi na ulicy. W tej metodzie też ważna jest legenda. Ci, którzy zaczepiają w okolicach dworca, proszą o pieniądze na bilet do domu, bo im akurat zabrakło. Ci z deptaku proszą, bo są rzekomo głodni. Tylko nieliczni desperaci z placu Metziga (łowiący przy parkomatach) decydują się na całkowitą szczerość: - Brakuje mi złotówki na flaszkę - mówi zarośnięty mężczyzna w nieświeżym ubraniu. Najeść się można za darmo Akurat na placu Metziga o pieniądzach na jedzenie nie wypada im mówić, bo przecież nieopodal mieści się darmowa stołówka dla ubogich. - Przy parafii św. Krzyża, przy placu Metziga, funkcjonuje spełniająca wszelkie wymogi jadłodajnia Caritasu współfinansowana z budżetu miasta - wymienia K. Okoński. - W noclegowni, która jest czynna 24 godziny na dobę, zawsze jest chleb i coś do niego. Mamy też ubrania. Żebrak zawsze liczy na to, że wzruszy nasze sumienie. Sztuka polega na umiejętnym zastosowaniu moralnego szantażu: - Kiedyś przyszła do mnie kobieta, pokazała receptę i poprosiła o pieniądze na wykup leków - mówi pani Janina z Zatorza. - Chodziło o 20 złotych. Dałam jej te pieniądze, nie miałam sumienia odmówić. Podobne historie opowiadają proboszczowie leszczyńskich parafii. W takich sytuacjach najlepiej odsyłać ludzi do noclegowni. - MOPR zapewnia fundusze, aby w razie prawdziwej potrzeby pójść i wykupić potrzebny lek w aptece - zapewnia Okoński. - Finansuje też, oczywiście po sprawdzeniu, zakup biletów kolejowych. MOPR wydaje też bony żywnościowe. Nigdy jednak nie dajemy gotówki osobom potrzebującym. To tylko wykroczenie Oficjalnie żebractwo w Lesznie jest zjawiskiem incydentalnym i nie spędza snu z powiek policjantom. - W tym roku zanotowaliśmy dwa takie przypadki - informuje komisarz Sławomir Glapiak, zastępca naczelnika wydziału prewencji KMP w Lesznie. - Były to wykroczenia. Żebractwo w polskim prawie uznawane jest za wykroczenie (artykuł 52 Kodeksu wykroczeń). Precyzyjnie mówiąc: wykroczenie popełnia ten, kto żebrze będąc zdolnym do pracy albo żebrze natarczywie lub oszukańczo. W praktyce więc żebranie jest w Polsce bezkarne. A takich przypadków, jak Andrzeja Z., który w tym roku stanął przed Sądem Rejonowym w Lesznie za natarczywe żebranie w miejscu publicznym, jest bardzo niewiele. Pan Andrzej żebrał w marcu pod Kauflandem w Lesznie. Stał przed wejściem z kartką, na której informował, że zbiera na operację plastyczną twarzy, bo jest poparzony. Rzeczywiście mężczyzna ma na twarzy rozlegle blizny, które go oszpecają, ale raczej nie zamierza ich operować. Sąd nie był dla niego zbyt surowy. Ukarał go naganą i obciążył kosztami w wysokości 50 zł. Arkadiusz Jakubowski