Zdobywając czwarty raz pod rząd złoto krajowego czempionatu, przeszedł do historii polskiej lekkoatletyki. W Bydgoszczy znokautował rywali. Już w połowie dystansu nikt na stadionie Zawiszy nie miał wątpliwości, kto pierwszy minie linię mety. Na bieżni trwał teatr jednego aktora. Bieg na 3 tysiące metrów z przeszkodami przez dziesięciolecia był polską specjalnością. Medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw Europy, w tym wielokrotnie te najcenniejsze, zdobywali przecież: Zdzisław Krzyszkowiak, Jerzy Chromik, Bronisław Malinowski i Bogusław Mamiński. Żadnemu z tego grona tuzów nie udało się cztery razy lata z rzędu wywalczyć tytułu mistrza Polski na "belkach". Szymkowiak, wrześnianin z urodzenia i reprezentant miejscowego Orkana, dopiął tego. Wyrównał rekord mniej znanego Edwarda Szklarczyka, który triumfował na przeszkodach w latach 1963-1966. Do niedzielnego biegu w Bydgoszczy przystępował w roli wielkiego faworyta. Za rywali miał dziesięciu przeszkodowców, którzy za cel postawili sobie wywalczenie srebrnego medalu. O złocie nikt z nich nie śmiał marzyć. Znali miejsce w szeregu. - Jeszcze nigdy zdobycie tytułu nie przyszło mi tak łatwo - zwierzał się po biegu Szymkowiak. - Trener zakładał, że cztery kółka mam pobiec spokojnie, kontrolując przeciwników. Tempo na pierwszym kilometrze było bardzo słabe i nie wytrzymałem. Pociągnąłem mocniej, oderwałem się od kolegów i tylko powiększałem dzielący nas dystans. Wynik 8:27 min oceniam bardzo pozytywnie. Miałem duży zapas sił. Tylko na ostatniej prostej przydusiłem, bo chciałem z dobrej strony pokazać się kibicom. A w dodatku ta wysoka temperatura. Nie lubię biegać w takich warunkach. Rywale mieli jednak ten sam problem. W tej sytuacji czas mogę traktować jako dobry prognostyk przed najważniejszym występem sezonu. Na podium wrześnianin zameldował się z córką. Srebro przypadło w udziale Marcinowi Chabowskiemu, który jeszcze w ubiegłym roku stawiał większy opór. Brązowy krążek odebrał Mateusz Demczyński. Walka z Afrykanami Już niedługo nasz przeszkodowiec wystartuje na mistrzostwach świata. W Berlinie będzie miał zdecydowanie trudniejsze zadanie. Stanie do rywalizacji z liczną koalicją Etiopczyków i Kenijczyków, którzy za chlebem wyemigrowali do wielu krajów. Afrykanie, szczególnie ci z płaskowyżów - wiadomo - do biegów długich są szczególnie predestynowani. -Moim zadaniem jest awans z biegu eliminacyjnego do finału. Rok temu na igrzyskach w Pekinie wiedziałem, że tego nie dokonam. W tym roku czuję się zdecydowanie mocniej. Czy w biegu o słabym tempie, czy prowadzonym szybciej, potrafię przybiec w osiem dwadzieścia parę (minut i sekund - przyp. red.). Stać mnie na złamanie granicy osiem dwadzieścia, a to powinno dać finał. Oczywiście wiele zależeć będzie od tempa w biegu i kolejności serii. W poprzednich wielkich imprezach biegałem w pierwszym biegu eliminacyjnym i nie mogłem kontrolować rywali, którzy walczyli później. Oni mieli rozeznanie co do wyniku, który trzeba osiągnąć, ja nie. Mam nadzieję, że tym razem szczęście mi dopisze i wylosuję ostatnią serię, która stwarza wiele taktycznych ruchów. Teraz jadę do Spały potrenować przed Berlinem. Chciałbym za tydzień na jakimś mitingu pobiec 1 500 metrów albo "płaską trójkę". Niestety, wszędzie organizatorzy proponują albo 1 000 metrów, albo belki, co mi wyraźnie nie odpowiada. Jeżeli nic nie znajdę, to pobiegnę jakiś sprawdzian na miejscu - zdradza plany na najbliższą przyszłość wychowanek trenera Andrzeja Pujdaka. Samodzielny rekord Za rok Szymkowiak stanie przed szansą zdominowania statystyk biegu przeszkodowego. Ma dopiero 26 lat i jeszcze przez kilka następnych może rządzić na polskich stadionach. Piąty tytuł z rzędu na stałe przeniósłby go do historii polskiej królowej sportu. Oby częściej na lekkoatletycznych obiektach głos spikera oznajmiał licznej publiczności: zwyciężył zawodnik Orkana Września. Obecnie Tomasz Szymkowiak jest najlepszym polskim biegaczem na długich dystansach. Tylko on z tej grupy otrzymał nominację na mistrzostwa świata do Berlina. W tym roku na belkach poważnie miał mu zagrażać Marcin Chabowski. Nic z tego nie wyszło. W przyszłym, rywalem ma być Radosław Popławski, który powoli wraca na bieżnię po ubiegłorocznym groźnym wypadku samochodowym. Oby tak się stało; naszemu przeszkodowcowi potrzebni są napierający z tyłu rywale. To mobilizuje. Leszek Nowacki