Mama chorej na porażenie mózgowe czteroletniej Nadii uważa, że winę za stan zdrowia jej dziecka ponosi lekarka prowadząca poród. Jej stanowisko potwierdził już sąd rejonowy, skazując ginekolog Ewę Szymańską w procesie karnym za błąd w sztuce lekarskiej. Dziś zeznawały w sądzie położne z oddziału położniczo-ginekologicznego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lesznie: Ewa S., Magdalena Sz. i Renata S. Potwierdziły one, że wyniki badań pacjentki nie były najlepsze i dlatego została skierowana na oddział położniczy na obserwację. Anna Adamczak z Pawłowic opowiedziała dziś w sądzie, w jaki sposób odbywał się jej poród w sierpniu 2004 r. Kobieta przeżyła koszmar. Nie dość, że od dwóch dni nie czuła ruchów dziecka w brzuchu, to na dodatek żaden lekarz nie informował jej o wynikach badań. Gdy wreszcie trafiła na porodówkę, z jej dzieckiem było już źle. Położna zwracała uwagę dyżurującej na położnictwie ginekolog Szymańskiej, że trzeba działać, bo wyniki badań nie są dobre. Jak pamięta pani Anna, lekarka jednak nie reagowała. - Już na sali operacyjnej siedem razy wkłuwali mi się w kręgosłup, żeby dać znieczulenie. Gdy już chcieli mnie ciąć powiedziałam, że czuję nogi. Lekarze na to: "wydaje się pani". Gdy przejechali skalpelem po moim brzuchu, zaczęłam krzyczeć. Dobrze, że byłam przywiązana, inaczej uciekłabym - zeznawała ze łzami w oczach Anna Adamczak z Pawłowic. Biegli w procesie karnym orzekli, że zbyt późno zrobiono jej cesarskie cięcie. Być może z tego powodu córeczka pani Anny jest od urodzenia ciężko chora na dziecięce porażenie mózgowe. Dlatego Anna Adamczak walczy o odszkodowanie i zadośćuczynienie od szpitala. Już teraz otrzymuje czasową rentę na rehabilitację córeczki. maks