Przyczyną jest konflikt we władzach odpowiedzialnych za prowadzenie rywalizacji. W Lublinie i Częstochowie zdobyli pieniądze na działalność i zamiast stawiać na amatorów zaczęli jeździć byli żużlowcy i adepci szkółek żużlowych. Stowarzyszenie Leszczyńskie Byki zarejestrowano dwa lata temu. Klub zrzesza amatorów ścigania na żużlu, których w okolicy nie brakuje. Całym przedsięwzięciem kieruje w Lesznie Dominik Gindera, który jako jeden z pierwszych zaczął ścigać się w zawodach dla żużlowców bez licencji. Gindera został wybrany prezesem leszczyńskiego klubu i razem z Jackiem Biskupkiem i Pawłem Łukaszewskim stanowią o sile zespołu. Wszyscy amatorzy płacą z własnej kieszeni za treningi, wyjazdy na zawody itp. Posiadają prywatne motocykle i cały osprzęt. Sami naprawiają maszyny. Coś pękło Tytuł mistrzowski zdobył Zdzichtex Lublin. Leszczyńskie Byki poprawiły swoje wyniki, gdyż rok temu zajęły 5.miejsce, a w tym sezonie 3. Z awansu o dwie lokaty i brązowego medalu są zadowoleni. Leszczynianie przegrali dwa mecze (u siebie i na wyjeździe) z Lublinem, pokonali Częstochowę i przegrali z Bydgoszczą. Polonii zrewanżowali się na jej torze. Oprócz rywalizacji drużynowej zaplanowano mistrzostwa w jeździe parami i rywalizację indywidualną o tytuł najlepszego w kraju. Wydawało się, że żużlowe rozgrywki zawodników nieprofesjonalnych zmierzają w dobrym kierunku. Niektórzy zaczęli mówić, ze się rozwijają. Tymczasem wystrzeliła bomba. Nastąpił rozłam, który przerodził się w konflikt. W Lesznie miał odbyć się półfinał indywidualnych mistrzostw Polski. Zawodów nie przeprowadzono z powodów finansowych. Zawodnicy z całej Polski nie zgodzili się zapłacić za udział w turnieju, gdyż - jak twierdzą - organizator powinien zabezpieczyć pieniądze na przeprowadzenie turnieju. Nie mieli pieniędzy - Nie posiadamy pieniędzy ok. 3 tys. zł na zorganizowanie półfinału. Było ustalone, że zawodnicy wpłacają startowe. Tymczasem ktoś we władzach to zmienił. Wybuchł konflikt. Nie wiem jak to wszystko się zakończy? - zastanawia się prezes Leszczyńskich Byków Dominik Gindera, który jest zaskoczony próbami zmuszenia działaczy leszczyńskiego klubu przez przedstawicieli Polskiego Związku Motorowego do zorganizowania zawodów. - Leszczynianie zawiedli, bo nie zorganizowali półfinału. Musieliśmy też odwołać drugi półfinał w Częstochowie i listę startową ustalić na podstawie średnich biegopunktowych w lidze. Leszno chciało od każdego zawodnika po 130 zł wpisowego - denerwuje się Piotr Trąbski, członek Głównej Komisji Sportu Żużlowego odpowiedzialny za rozgrywki żużlowców nieprofesjonalnych. Na liście najskuteczniejszych znalazło się trzech leszczynian: Biskupek, Gindera i Łukaszewski, którzy zostali zakwalifikowani do udziału w indywidualnych mistrzostwach Polski w Lublinie. Niespodziewanie Gindera podobno został usunięty z listy uczestników turnieju. Zainteresowany twierdzi, że został w ten sposób ukarany za niezorganizowanie turnieju półfinałowego w Lesznie. Zawodowcy zgarnęli medale Organizatorzy krajowego finału w Lublinie nie potwierdzili podejrzeń Gindery. Byli zaskoczeni, że sternik Leszczyńskich Byków nie dotarł na zawody. Zawody przeprowadzili według zaleceń Polskiego Związku Motorowego. Po tytuł mistrzowski sięgnął były żużlowiec lubelskiego Motoru Robert Szewczyk. Wicemistrzem został Mirosław Daniszewski, reprezentujący Częstochowę, a w przeszłości reprezentant gorzowskiej Stali i klubów drugoligowych. Trzecie miejsce zajął także były żużlowiec - Ryszard Brzozowski z Lublina. Reprezentanci Leszna wrócili bez medali. Łukaszewski znalazł się na 6 miejscu, a Biskupek na 11. Wyniki IMP potwierdzają obawy leszczyńskich zawodników, którzy od pewnego czasu kwestionują regulamin rozgrywek. W Lublinie i Częstochowie znalazły się pieniądze na działalność i od razu pojawili się żużlowcy z doświadczeniem. Z amatorami zaczęli ścigać się m. in. Mirosław Daniszewski, Robert Szewczyk, Ryszard Brzozowski. W Lublinie ubrano drużynę w nowe kevlary, zakupiono sprzęt i zainwestowano w zawodników. W Częstochowie wsparcia finansowego udzieliły władze miasta. Pieniądze trafiły do klubu na szkolenie młodzieży i w zawodach żużlowców nieprofesjonalnych zaczęli ścigać się adepci szkółki Włókniarza. Klubowe postulaty - Nie będziemy robić nic na siłę i nie wiem, czy za rok wystartujemy w lidze. Wyścigi na żużlu amatorów miały być zabawą, dla niektórych spełnieniem marzeń, a przerodziły się w rywalizację za pieniądze. Pogoń za wynikiem zabija radość ze ścigania się - zauważa Gindera, dzięki któremu funkcjonuje leszczyński klub, bo prezes załatwia większość spraw - także formalności wymagane przez GKSŻ Przedstawiciele GKSŻ starają się odpierać zarzuty. Regulamin ustalili w lutym przedstawiciele klubów na spotkaniu w Poraju. Pod koniec roku nastąpi podsumowanie i nie wykluczone, że zostaną wprowadzone poprawki w regulaminie. Do klubów rozesłano ankiety, w których działacze mają wpisać swoje sugestie dotyczące przepisów. W Lesznie chcą by w zawodach startowali tylko amatorzy i zakazania występów byłym żużlowcom. Rywalizacja ma stanowić dobrą zabawę, a nie wygrywanie za wszelką cenę. Leszczyńscy amatorzy zastanawiają się, czy rozgrywki w ogóle wystartują, jeśli Byki się z nich wycofają. - Będziemy jeździć trójmecze albo czwórmecze. Lublin, Częstochowa, Bydgoszcz chcą się ścigać, więc dostosujemy regulamin do potrzeb rozgrywek. Leszno obraziło się, bo mieli zorganizować zawody. Pozostałe kluby nie robiły z tym problemu - zakończył P. Trąbski. MARIUSZ CWOJDA