Babcia Zofia jest laurkową rekordzistką. Przez 27 lat nagromadziła ich tak dużo, że przestały mieścić się w pudełku. - Najmłodsza wnuczka Marta ma cztery miesiące, najstarszy jest 27-letni Marcin - informuje pani Zofia. I choć babcia tego nie mówi, widać, że Marcina uwielbia. Narodziny pierwszego wnuka przeżywała równie intensywnie, jak narodziny pierwszego dziecka, bo wraz z nim - jak podkreśla - powstało nowe pokolenie. - Kiedy rodziły się kolejne wnuczęta, też płakałam ze szczęścia. Wzrusza każde nowe życie. Już nawet nie zliczę przy wychowaniu ilu wnucząt pomagałam. Karmiłam, przewijałam, odprowadzałam do przedszkola. To wspaniałe, życzliwe dzieci. Marcin wpada do mnie codziennie, pali w piecu, przynosi zakupy i dotrzymuje towarzystwa - chwali wnuka babcia Zofia. Samotność, a co to jest? Kiedy pani Zofia poznała męża, zakochała się bez pamięci. - Szczupły i przystojny. Był moim pierwszym chłopakiem. Czułam, że jesteśmy sobie przeznaczeni - zdradza starsza pani. Po pół roku znajomości złożyli przysięgę przed Bogiem. Nie złamali jej przez kilkadziesiąt lat. Miłość, wierność i uczciwość małżeńska towarzyszyły im każdego dnia, aż do śmierci męża. Odszedł cztery lata temu, ale dzięki dzieciom i wnukom wdowa nigdy nie poczuła się samotna. Nie ma dnia bez odwiedzin. Goście wpadają od rana do wieczora. Na szczęście nigdy jednocześnie, bo - choć mieszkanie ma 5 pokoi - nie ma szans, by zmieścili się wszyscy. Cała, czteropokoleniowa familia liczy blisko 80 osób. - Najbardziej postarał się mój najstarszy syn Adam, który ma siedmioro dzieci. Danusia, Ela i Łukasz mają czworo, a Iwona i Piotr - troje. Z kolei Ewa, Gosia, Bożenka, Darek i Dorota mają dwoje dzieci. Jedynie u Marka jest jedynaczka - wylicza pani Zofia i przyznaje, że wymienienie imion wszystkich 36 wnuków i 20 prawnuków w kolejności ich narodzin wymagałoby ogromnego skupienia. Z obawy, że się pomyli, woli nie ryzykować. Prezenty od serca Babcia Zofia otoczona tak licznie wnukami i prawnukami na brak miłości nie narzeka. Jedyny jej problem to niska emerytura. Gdyby chciała każdego raz do roku obdarować skromnym podarunkiem imieninowym, urodzinowym czy świątecznym, zawartość portfela skurczyłaby się drastycznie. Przyjęła więc pewną taktykę. Słodkości dostają tylko najmłodsze wnuki i prawnuki, a dla całej reszty robi prezenty na drutach. Kiedy na świat przychodziły kolejne wnuczęta, dostawały od niej własnoręcznie zrobioną wyprawkę. Przed laty w Dniu Babci piekła kilogramy chruścików i pączków. Teraz - jak sama przyznaje - idzie po mniejszej linii oporu: piecze trzy placki drożdżowe i babkę. Dzieci rodzicom Kiedy małżeństwo Kmieciów obchodziło 55 - lecie ślubu, ich potomkowie w konspiracji przygotowywali niespodziankę. - Zamówiliśmy w kościele mszę i odnowienie przysięgi. Potem był elegancki obiad w restauracji. Do końca rodzice nie wiedzieli, gdzie ich zabieramy. Dostali od nas nowe obrączki z wygrawerowanym napisem: dzieci rodzicom - opowiada Dorota, najmłodsza z 12 dzieci pani Zosi. To był gest, na który nie mogli sobie pozwolić, gdy byli mali. Ale i wtedy nieźle sobie radzili z uszczęśliwianiem rodziców. Co roku pod choinkę kładli dla mamy ten sam sweter, a dla ojca tę samą elektryczną maszynkę do golenia. Po świętach rodzice chowali prezenty do szafy i udawali, że o nich zapomnieli... - Raz nastąpiła nieoczekiwana zmiana. Mama potrzebowała wełny i spruła rękaw. Nie zauważyliśmy tego i tradycyjnie ciuch znalazł się pod choinką. Mama pomogła nam wyjść z tego z honorem, zachwycając się nową modą na swetry z jednym rękawem. Jest równie cudowną babcią, jak wspaniałą potrafiła być mamą - wspomina córka Iwona. Pani Zofia należy do pokolenia kobiet żyjących w cieniu rodziny, dla której poświęca się w sposób naturalny i bezgraniczny. Zapytana o marzenia, bez zastanowienia odpowiada: - Żeby wnuki, które już dorosły, pozakładały szczęśliwe rodziny i żeby lżej im się żyło niż nam. Wymiana barterowa 10-letni Adaś, który z rodzicami i dwiema siostrzyczkami mieszka z babcią Zosią, tuli się do niej przy każdej okazji. Dzielą ich lata świetlne, a tymczasem świetnie się dogadują. Babcia opowiada Adamowi o wojnie, a on słucha z wypiekami na twarzy. - Założyłem babci konto na Naszej Klasie i codziennie zaglądamy, kto z jej znajomych się dopisał. Nauczę babcię korzystać ze Skype'a, żeby mogła z siostrami za darmo porozmawiać - deklaruje Adaś. Z kolei 12-letni wnuk Kacper chwali babcię za najlepszy smalec na mleku i zdradza, że kiedy go robi, wieści szybko się rozchodzą i każdy wpada na kanapkę z babcinym specjałem. Za to pięcioletnia Julka daje babci piątkę za fajną fryzurę. Bo babcia nadąża za modą i siwe włosy farbuje na ciemny kolor. - Babcia ma styl - zapewnia z powagą pięciolatka. Czteroletni Kevin, jako jedyny przez chwilę cierpiał na "babciną traumę". Kiedy miał 2,5 roku jego rodzice wybrali się na wesele, a on po raz pierwszy spał poza domem, u babci. Pech chciał, że przebudził się w nocy. Kiedy zobaczył że nie jest u siebie, spanikował i trudno było go uspokoić. "Babcina trauma" trwała kilka miesięcy. - Ilekroć szliśmy w odwiedziny do babci, Kevin zapierał się bojąc, że zostawimy go na noc - relacjonują rodzice Kevina. Cierpliwość babci Zosi w końcu wygrała i dziś z Kevinem stanowią niezły duet. Karolina Bodzińska