Autor twierdzi, że to był żart, policja potraktowała sprawę śmiertelnie poważnie. Policjanci sprawę potraktowali bardzo poważnie, bo w tym czasie prezydent Lech Kaczyński miał odwiedzić sanktuarium w Licheniu niedaleko Konina. Funkcjonariuszy zawiadomił inny internauta, a policjanci szybko namierzyli dowcipnisia. Mężczyzna przyznał się do winy, wszystko tłumaczył poczuciem humoru. Mundurowi mu uwierzyli i kazali mu napisać - na kartce - że to był żart. Notatka przez dwa tygodnie krążyła między policją i prokuraturą. W końcu mężczyźnie zarzucono wywołanie fałszywego alarmu - teraz odpowie tak samo, jakby powiadomił o podłożeniu nieistniejącej bomby.