Latami nosili ją wiadrami ze studni, wydobywając z głębiny przy pomocy drąga. Od jesieni jest inaczej: wodę dostarcza gmina beczkowozami. Wiadra pozostały jednak te same. Nieznane słowo "wanna" Dwa domy z przyległościami należały do Nadleśnictwa Piaski. Mieszkańcy wykupili je pięć lat temu. Nigdy nie było tu bieżącej wody. Mieszkańcy czerpali ją ze studni głębinowej. Z niemałym trudem, bo musieli zahaczać wiadro do drąga i w ten sposób ciągnąć je napełnione wodą z głębiny. - Mój pięcioletni syn nie wie, co to znaczy kąpiel w wannie - żali się Regina Juskowiak z Włostek. - Bo jak nanosić do domu tyle wody? Już 11 lat temu napisali w tej sprawie po raz pierwszy do urzędu gminy. Sprawę w swoje ręce wzięły kobiety. - Wszystko na nic. Odmówili nam, tłumacząc, że to nieopłacalne - mówi Wioletta Lis z Włostek. - W międzyczasie apelowałyśmy do radnych. Bez skutku. Ostatnio stałyśmy się intruzami w urzędzie miejskim. Byłyśmy na posiedzeniach dwóch komisji i na jednej sesji. W końcu powiedzieli nam, że temat nie trafi pod obrady rady miejskiej i wyszłyśmy z kwitkiem. Mieszkańcy przez wiele lat cierpliwie nosili wodę ze studni. W końcu gmina postanowiła zrobić nowy odwiert. Zaplanowano na to pieniądze w budżecie. Ok. 10 tys. zł. - Firma, która miała wykonać usługę w 2008 r., zwodziła nas - tłumaczy burmistrz Ponieca Kazimierz Dużałka. - Zadanie jako jedno z niewielu nie zostało wykonane. Woda wyschła Problem zrobił się bardziej napięty jesienią ubiegłego roku. Wtedy bowiem woda w studni... wyschła. - Najprawdopodobniej dlatego, że od kilku lat w lesie niedaleko stąd są studnie głębinowe - domyśla się Wiesław Kaczmarek z Włostek. - Pewnie ściągnęły tę wodę. Mieszkańcy znów udali się do magistratu. Urzędnicy zaproponowali, że będą tymczasowo dowozić wodę beczkowozem. - Chcieliśmy, by gmina nam doprowadziła wodę wodociągiem z sąsiedniej wsi - tłumaczy Violetta Lis. - Ale burmistrz nas zaszantażował. Powiedział, że albo się zgodzimy na studnię głębinową, albo nie dostarczy nam tej wody beczkowozami wcale. Burmistrz nam stale wypomina szkołę w Sarbinowie, bo musi do niej dużo dopłacać. Powiedział, że jak ją zamknie, to możemy sobie tam kupić mieszkania. Ale my już mieszkania kupiliśmy tutaj. Nastały czasu beczkowozu. - Ciągle jest bardzo ciężko - mówią kobiety. - Do prania to trzeba i ze 20 wiader przynieść. Czasami woda jest przywożona z hydrantu z lasu i wtedy ma kolor herbaty. Gdy jest mróz, obwiązujemy kran szmatami, żeby nie zamarzł. Chcą wodociągu Mieszkańcy po wszystkich dotychczasowych doświadczeniach doszli do wniosku, że ich problemy może rozwiązać tylko doprowadzenie wodociągu. - Bo kto nam zagwarantuje, że w nowej studni będzie woda? - zadaje pytanie Wiesław Kaczmarek. - I jakiej będzie jakości? Może będzie wymagała oczyszczenia i uzdatnienia. A kto za to zapłacić? Niedaleko stąd w leśniczówce jest studnia, ale leśniczy mówi, że woda jest niezdatna do picia. Pitną musi sobie dowozić z Sarbinowa. Woda mogłaby być doprowadzona do Włostek rurociągiem z dwóch wsi: z Sarbinowa lub z Dzięczyny. W pierwszym przypadku jest to 1 600 m, w drugim - 2 400 m. Wstępnie oszacowano, że może to być wydatek nawet 150 tys. zł. - Nie mamy takich kwot w budżecie - przyznaje burmistrz K.Dużałka. - Najpierw trzeba by było dokładnie oszacować koszty inwestycji. Potem zastanowić się, skąd wziąć pieniądze. Wszystko w rękach radnych. To oni musieliby zatwierdzić inwestycję. Na razie radni nie palą się do budowy wodociągu. Nie zajęli się sprawą na ostatniej sesji, bo ośmiu wyraziło swój sprzeciw. Jak długo jeszcze mieszkańcy Włostek będą nosić wodę wiadrami - nie wiadomo. LILA GABRYELÓW