Tylko czy oszczędzając coraz bardziej cenny czas, nie wydają zbędnych pieniędzy? To, co na pozór tanie, po głębszych kalkulacjach okazuje się bardzo drogie. Wiadomo nie od dziś, że człowiek głodny nie myśli racjonalnie. Marzy tylko o tym, by czym prędzej zabić to wszechogarniające uczucie ssania w żołądku. To wyjaśniałoby dlaczego bary z tanim, podobnym do domowego jedzeniem, cieszą się w Poznaniu ogromnym zainteresowaniem. Porcję makaronu można w nich kupić już za niecałe 5 złotych! Dwa naleśniki za niecałe 6 zł. Tanio! Popularność tego rodzaju jedzenia jest zdecydowanie większa pod koniec miesiąca, kiedy to poznaniakom kończą się fundusze. Bo gdy nasze portfele są wypchane to chętniej posilamy się w restauracjach, pizzeriach i fast foodach. - Coś w tym jest. Gdy mam pieniądze to łatwiej wydaję je na jedzenie w restauracjach. Dwie dyszki tu, trzy tam, nie liczę - mówi Maciej, pracownik agencji nieruchomości. - Ale gdy pieniądze na koncie topnieją przestawiam się na tanie bary. Ale niezależnie od sytuacji budżetowej, rzadko jadam w domu - dodaje. Jedzenie "na mieście" jest modne i jest naturalnym efektem zmiany stylu życia Polaków. Pracoholizm i wynikający z niego brak czasu "odbijamy" sobie podczas kolacji i obiadów, które jemy z rodziną czy przyjaciółmi. Zdaniem socjologów restauracje stają się witryną społeczną służącą do obcowania z ludźmi. Zmieniło się też nasze postrzeganie charakteru domu. - Teraz nasze domy to noclegownie. Miejsca, w których chcemy odpocząć. Dom traci znaczenie gospodarskie, a wszelkie zadania, jak sprzątanie, opieki nad ogrodem zlecamy specjalistom - mówi Rafał Drozdowski, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. - Także gotować w domu nie chcemy - dodaje. Jednak zmieniające się nawyki są często niekorzystne dla naszego portfela. Lenistwo i pośpiech to jedno, ale prosty rachunek pokazuje ile traci się na "tanim" jedzeniu na mieście. - Jadam na mieście sporadycznie, bo to się po prostu nie opłaca. Talerz zupy kosztuje mnie tu 2 złote, a wiadomo, że na tym się nie kończy. Ziemniaki, surówka, jakiś kotlet... to już 15 złotych - mówi Kasia, którą spotkaliśmy w popularnym barze mlecznym przy Starym Rynku. - A w domu ugotuję sobie za to cały gar zupy i zrobię kilka kotletów - dodaje. Popularne spaghetti także można taniej zrobić w domu. 5 złotych to dokładnie tyle ile trzeba zapłacić za paczkę makaronu i sos w słoiku. A wyjdą z tego ze cztery obiady! Kasia przyznaje, że czasami nie starcza jej czasu i chęci, dlatego korzysta z popularnych lokali gastronomicznych. Takich jak ona jest więcej, zwłaszcza wśród studentów i pracowników z centrum miasta. Krótka przerwa na lunch, tak modny amerykański wynalazek, to świetny moment na szybką konsumpcję porcji makaronu i sałatki. Dlatego tanie posiłki będą nadal konsumowane, niezależnie od tego, czy pod koniec miesiąca ktoś będzie się głowił gdzie też podziały się jego pieniądze. Elwira Trzcielińska Wiadomość pochodzi z portalu Tutej.pl