W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Poznaniu zakończył się ponowny proces w tej sprawie. Wyrok ma zostać ogłoszony w czwartek. Do strzelaniny doszło w nocy 29 kwietnia 2004 roku. Policjanci chcieli zatrzymać i wylegitymować kierowcę samochodu marki Rover. Podejrzewali, że jedzie nim groźny, poszukiwany przez nich przestępca. Kiedy kierowca samochodu nie chciał się zatrzymać, funkcjonariusze oddali w stronę auta 39 strzałów. Kierowca zginął na miejscu, a pasażer został ciężko ranny. Okazało się, że autem jechały przypadkowe osoby. Dawid Lis - ranny w tej strzelaninie - otrzymał prawomocnym wyrokiem sądu 900 tys. zł odszkodowania i comiesięczną rentę w wysokości 2 tys. złotych. Ostatnim świadkiem w powtórnym procesie była gospodarz domu, która omyłkowo rozpoznała jako groźnego przestępcę mieszkańca jednej z kamienic w Swarzędu. Zeznanie tej świadek miało według prokuratury uruchomić cały proces decyzyjny, który doprowadził do tragedii. - Nie wiem, dlaczego tak doświadczeni policjanci zapomnieli, że trzeba poszukiwać potwierdzenia z dwóch niezależnych źródeł - zwłaszcza jeżeli chodzi o miejsce ukrywania się groźnego przestępcy - mówił w mowie końcowej prokurator Marek Zabłeka z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Prokurator mówił o wadliwym sposobie prowadzenia działań, który doprowadził do tragedii. - Akcja policji w rzeczywistości nie była legitymowaniem. Zbiegały się w niej elementy legitymowania, jak i zatrzymania. Jedyna procedura ,która tam była dopuszczalna, była procedurą zatrzymywania. Policjanci powinni mieć latarką i tablice odblaskową i użyć niebieskiego światła błyskowego, aby uprzedzić kierowcę rovera i innych uczestników ruchu, że jest prowadzona akcja policyjna - dodał prokurator. Według prokuratury świadkowie zdarzenia i ofiary nie były w stanie stwierdzić, czy akcję zatrzymania prowadzą policjanci. Żądając kar bezwzględnego więzienia dla policjantów, prokurator powiedział, że "to nie są mordercy, oni przesadzili, nie dopełnili obowiązków, utracili kontrolę nad działaniami, działali bez refleksyjnego chłodu, który był niezwykle potrzebny". Obrońcy w mowach końcowych dowodzili, że policjanci działali zgodnie z prawem i żądali ich uniewinnienia. Proces w tej sprawie odbywał się po raz drugi. W pierwszym, w 2006 roku, sąd uniewinnił policjantów. Wyrok zaskarżyła zielonogórska prokuratura, która prowadziła postępowanie, oraz pełnomocnicy pokrzywdzonych. Poznański sąd apelacyjny uchylił w listopadzie 2008 roku wyrok uniewinniający funkcjonariuszy. Sąd zwrócił uwagę m.in. na liczne niewyjaśnione wątpliwości. Prokuratura zarzuca policjantom niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień, za co grozi kara od 2 do 12 lat pozbawienia wolności. Według oskarżenia, policjanci po niedokładnej obserwacji poszukiwanego przestępcy, godząc w bezpieczeństwo ruchu drogowego, bez oznakowania, narazili zdrowie i życie jadących samochodem pokrzywdzonych i przypadkowych świadków.