Gdy w ubiegłym roku podatek od psów zastąpiono nieobligatoryjną opłatą za posiadanie psów, wielu wągrowczan zbuntowało się i powiedziało, że za psa płacić nie będzie! Pod adresem inkasentki rzucano mięsem, obrywało się również urzędnikom, których oburzeni właściciele czworonogów chętnie besztali na czym świat stoi. Urzędnicy skapitulowali. Tak źle jak w tym roku, nie było jeszcze nigdy. Teczki z korespondencją z właścicielami psów pęczniały niemal każdego dnia. Same koszty wysyłanych upomnień, ponagleń i umorzeń wraz z prowizją dla pani inkasent, wyniosły ponad 13 tys. zł, podczas gdy z podatku wpłynęło tylko 57 tys. zł. Ale to nie wszystkie koszty, ktoś musiał wypisać dokumenty, wydrukować je, a co czwarty właściciel psa uchylał się od płacenia! Co więcej, dotychczasowa inkasent złożyła wypowiedzenie. Miała dość obelg pod swoim adresem. - Uznaliśmy, że skóra nie jest warta wyprawki - stwierdził wiceburmistrz Grzegorz Kamiński podczas komisji budżetowej Rady Miejskiej w Wągrowcu. Teraz miasto swoje siły skupi na sprawdzeniu, czy sumiennie płacimy podatek od nieruchomości. To, że nie będzie opłaty nie oznacza, że miasto pozwoli właścicielom czworonogów na samowolkę. W Wągrowcu żyje ok. 1700 psów, teraz władze miasta zamierzają postawić na edukację ich właścicieli: czworonogi mają być szczepione i wyprowadzane na spacer na smyczy i w kagańcu. Co prawda, uchwała będzie głosowana dopiero w czwartek, ale już dziś można przewidzieć wynik głosowania. Na komisjach wszyscy radni poparli ją bez słowa sprzeciwu, a co najważniejsze do głosowania "za" namawiał radnych burmistrz Stanisław Wilczyński.