Tragedia zdarzyła się w środę, 4 lutego. Pani Maria zasłabła, wychodząc z kościoła pw. św. Jakuba Większego Apostoła w Miłosławiu. Chwilę wcześniej uczestniczyła w mszy pogrzebowej. - Gdy dochodziliśmy do parkingu znajdującego się tuż przy kościele, nagle upadła. Zdążyła tylko powiedzieć do swojego męża: "Trzymaj mnie, bo słabnę" - opowiada pani Ania, siostrzenica zmarłej. - Początkowo myśleliśmy, że to zwykłe omdlenie, lecz widząc, że nasze zabiegi nic nie dają, zadzwoniłam pod alarmowy numer 112. Dyspozytor zawiadomił, że wysłał karetkę. Przez telefon udzielał także porad, co robić do czasu przyjazdu lekarza. - Baliśmy się cokolwiek robić - przyznaje pani Ania. - Ale stosowaliśmy się do jego instrukcji. Próbowaliśmy ją ratować. W międzyczasie jedna z sióstr zakonnych, przyglądająca się całej sytuacji, postanowiła zadzwonić z prośbą o pomoc do miejscowego ośrodka zdrowia "Hikomed". Lekarz rodzinny, pełniący w tym czasie dyżur, odmówił jednak przyjazdu. - Dla mnie to był szok. Jak można było tak się zachować - zachodzi w głowę nasza rozmówczyni. - Nie mogłam przyjechać. W tym czasie mieliśmy w ośrodku pacjentkę z zawałem - broni się doktor Emilia Maciejewska-Olejniczak. - Stanęłam przed wyborem. Gdyby nie ta pacjentka, na pewno bym przyjechała. Innych lekarzy w tym czasie nie było. Poza tym gdy otrzymałam telefon, karetka już dojeżdżała do Miłosławia. I tak bym jej nie wyprzedziła. - Pogotowie przyjechało po 9 minutach - informuje Katarzyna Mikołajczyk z Falck Medycyna w Poznaniu. - Trwało to znacznie dłużej - twierdzi z kolei pani Ania. - Na lekarzy z pogotowia nie mogę jednak powiedzieć nic złego. Widać było ich oddanie, gdy reanimowali moją ciotkę. Skąd rozbieżność w czasie dotarcia karetki na miejsce? Przypomnijmy, że jeszcze kilka tygodni temu ratownicy obrzucili dziennikarza "WW" błotem, gdy napisał, że karetka pogotowia drogę Września - Miłosław powinna pokonać w kwadrans. - Nie opracowano jeszcze metody teleportacji zespołów ratownictwa medycznego na miejsce zdarzenia. Ambulans to nie bolid formuły F1 - napisali w liście do naszej redakcji. - Karetkę prowadził młody ratownik, który nie patrzył aż tak bardzo na zasady bezpieczeństwa - tłumaczy K. Mikołajczyk. 53-letniej mieszkanki Chwałszyc (gmina Nekla) nie udało się jednak uratować. Zmarła na drugi dzień we wrzesińskim szpitalu. Z wyników sekcji zwłok wynika, że miała wylew. - Zachowanie naszej lekarki było prawidłowe. Nie można mieć do niej o nic pretensji - podkreśla Stanisław Hirszfeld z ośrodka "Hikomed", który w tym czasie przebywał z wizytą w Murzynowie Kościelnym. - Dodam, że pacjentka z naszego ośrodka trafiła do szpitala po dwóch godzinach. W dodatku jechała tam karetką przewozową, bez lekarza. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby po drodze coś się stało. Kto by za to odpowiadał? Kiedy chcieliśmy, aby przyjechało pogotowie ratunkowe, usłyszałem od dyspozytora, że on musi się w tej sprawie skontaktować z kimś z Poznania. To paranoja - kończy S. Hirszfeld. Łukasz Różański