O Władysławie Sz. i jego rodzinie media pisały także przy okazji innej sprawy - gdy w 2009 r. sąd odebrał jemu i żonie nowo narodzoną córkę Różę. We wtorek w sprawie dotyczącej zwierząt sąd nie ukarał Władysława Sz. wyrokiem grzywny czy więzienia. Jedyną sankcją karną, jaką zastosował było odebrał mu zwierząt. - Lekarze twierdzili, że w nie widzieli zwierząt w tak strasznym stanie. Nikt inny, jak oskarżony miał obowiązek zajmowania się zwierzętami, dostarczaniem im jedzenia i zapewnienia im odpowiednich warunków. Sz. nie jest początkującym gospodarzem, od 50 lat zajmuje się gospodarstwem. Ze strony oskarżonego nie było starania o prawidłowe życie tych zwierząt - powiedziała uzasadniając wyrok sędzia Hanna Bartkowiak z Sądu Okręgowego w Poznaniu. Sąd przyznał, że żadnemu zwierzęciu nie groziła śmierć głodowa i nie było oznak fizycznego znęcania się nad nimi. - Należy pamiętać, że oskarżony przez swoje wielokrotne zachowania wypełnił znamiona przestępstwa. Przepadek zwierząt jest zabiegiem koniecznym w celach wychowawczych. Trudno sobie wyobrazić sytuację, aby te zwierzęta miały do gospodarstwa wrócić - dodała sędzia Bartkowiak. Przed sądem w Szamotułach (woj. wielkopolskie) trwa sprawa dotyczącą ograniczenia władzy rodzicielskiej Wioletty i Władysława Sz. Szamotulski sąd ma zdecydować, czy rodzice Róży i trójki starszych dzieci w wieku szkolnym mogą sprawować nad nimi władzę rodzicielską. Róża, która przyszła w lipcu 2009 roku na świat w szamotulskim szpitalu i zaraz po porodzie została odebrana rodzinie, po interwencji mediów, Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich i ministra sprawiedliwości oraz pomocy społecznej, mieszka z rodzicami.