Właściciele kamienicy - Aleksandra i Jan Psuty - przepadli, wyjechali. Z czasem zarząd nad nieruchomością objęła gmina. Lokatorzy nie mogli narzekać. W latach 70. za publiczne pieniądze przeprowadzono kapitalny remont budynku, kilka lat temu wymieniono okna i pokrycie dachu. Czarny dzień dla lokatorów przyszedł na początku grudnia ubiegłego roku. Wtedy dowiedzieli się że... zostali sprzedani razem z kamienicą; nieruchomość odzyskali spadkobiercy dawnych właścicieli. Ale to nie koniec. Lokatorzy otrzymali też nowe umowy. Zmieniły się nie tylko dane zarządcy, ale i wysokość czynszu. Zamiast poprzednio obowiązującej stawki 3,25 zł/m2, nowy właściciel zażądał 6,50 zł/m2. - Kogo na to stać? Nas na pewno nie - mówi jedna z lokatorek Sławomira Droździk. - Tutaj mieszkają emeryci, renciści i osoby na zasiłkach (są to mieszkania komunalne - przyp. red.). Usłyszeliśmy, że jak nie zapłacimy, to będziemy "dzikimi lokatorami" - wspomina. - Postawiono nas przed faktem dokonanym. W obawie przed utratą dachu nad głową wszyscy zgodzili się podpisać nowe umowy. Zawirowania wokół kamienicy zaskoczyły również władze samorządowe. - Nie wiedzieliśmy, że toczyła się jakaś procedura odzyskania kamienicy. Sąd nas nie powiadomił, a byliśmy jej zarządcą - mówi burmistrz Zbigniew Skikiewicz. - Była tylko informacja od Józefa Filipiaka (zarządza gminnym mieniem komunalnym - przyp. red.) w połowie 2010 roku, że trwa proces ustalania spadkobierców. Gwoli ścisłości. Orzeczenie sądu w sprawie spadkowej miało miejsce w październiku 2009, wpis do księgi wieczystej nastąpił zaś dopiero w maju 2010. Spadkobiercami zostały dzieci A. i J. Psutów - Zofia Baranowska i Stefan Psuty. - Nic o tym nie wiedzieliśmy - zapewnia burmistrz Z. Skikiewicz. - Spadkobiercy nie zgłosili się nawet do nas (zrobili to dopiero 17 stycznia - przyp. red.) o wydanie nieruchomości. Cały czas (do grudnia br. - przyp. red.) zarządzaliśmy kamienicą w dobrej wierze. Będziemy robić to nadal. Tymczasem okazało się, że umowę przedwstępną na zakup nieruchomości przy ul. Zamkowej podpisał ze spadkobiercami... Józef Filipiak. I to właśnie on podniósł lokatorom czynsz o sto procent. Jak mówi, decyzję o kupnie kamienicy podjął w listopadzie. Przypomnijmy, że zarządca, a więc gmina, o sprawie dowiedziała się miesiąc później. - Posiadał wiedzę odnośnie kamienicy i nie podzielił się nią z nami - oburza się Z. Skikiewicz. - Mam moralne zastrzeżenia w stosunku do jego zachowania. J. Filipiak zapewnia, że działał w ramach prawa. Moralnego również. O sprzedaży kamienicy dowiedział się od właścicieli. Odpowiednie ogłoszenie znalazło się także w internecie (styczeń 2010 r.). - Decyzję o zakupie uważałem za tajemnicę handlową (obawiał się, że konkurencja może windować ceny - przyp. red.) - mówi. - Jak będzie taka potrzeba (będzie to warunkiem przedłużenia umowy z J. Filipiakiem w 2012 r.; za administrację otrzymuje rocznie ok. 40 tys. zł wynagrodzenia - przyp. red.), zwrócę się do Federacji Zarządców Nieruchomości, czy moje postępowanie było zgodne z etyką zawodową. Gmina jednak nie składa broni. W ubiegłym tygodniu złożyła do wrzesińskiego sądu wniosek o zasiedzenie kamienicy przy ul. Zamkowej. Spowodowało to, że J. Filipiak wycofał się z oferty jej kupna (podpisał tylko umowę przedwstępną). Wszystkie te ruchy wcale jednak nie oznaczają, że spadkobiercy nie mogą sprzedać kamienicy. Mogą - ale potencjalny nabywca ma wiele do stracenia. W przypadku uznania przez sąd wniosku o zasiedzenie straci 550 tys. zł - tyle spadkobiercy życzą sobie za nieruchomość. - Jeśli przegramy, zwrócimy się do spadkobierców o zwrot nakładów poniesionych na remonty - mówi Z. Skikiewicz. - Mamy faktury. Dodajmy, że lokatorzy otrzymali zwrot wszystkich pieniędzy, które wpłacili w związku podwyżką czynszu. Pobrano go... nielegalnie. Łukasz Różański