Władysławowi Wawrzyniakowi, któremu za pół roku "stuknie" siedemdziesiątka, formy i zapału do pracy może pozazdrościć niejeden czterdziestolatek. Wciąż można go spotkać na postoju taksówek, już od godziny piątej rano. W swoim zawodzie zadebiutował warszawą-garbusem ponad 45 lat temu. - Po wojsku poszedłem pracować do mleczarni - opowiada. - Niedługo potem kuzyn zaproponował mi pracę "na taksówce". Rezygnował z tej pracy i chciał, abym wszedł na jego miejsce. Specjalnie mi się to nie podobało, ale się zgodziłem. I tak już jeżdżę 45 lat, w świątek, piątek i niedzielę. Pan Wawrzyniak wymienia jeden przypadek w swojej praktyce, typowy dla taksówkarza, kiedy to zamiast pieniędzy zobaczył nóż... - Było to jeszcze, gdy jeździłem warszawą - opowiada. - Złapałem kurs za Miłosław. Wiedziałem, że klient pieniądze ma, bo pokazał mi banknot. Gdy przyszło jednak do zapłaty, pokazał mi finkę. Pan Władek nie tracąc zimnej krwi, wdał się w szamotaninę z pseudoklientem. - Wlałem mu dobrze - mówi wyraźnie zadowolony. - Przestraszyłem się nawet, bo przestał oddychać. Zostawiłem go w rowie i pojechałem na milicję zgłosić, że chyba zabiłem człowieka. Jak z milicją dojechałem na miejsce, zastaliśmy wiatr w polu. Po spędzeniu 45 lat w taksówce można wiele opowiadać. Jednak tej historii nie można przemilczeć. W 1974 roku popularna w latach siedemdziesiątych grupa 2 plus 1, jadąc na koncert do Berlina, uległa wypadkowi w pobliżu Wrześni. Budowano wtedy wiadukt na trasie do Poznania, a objazd prowadził przez Przyborki i Psary Małe. Niestety samochód z muzykami wylądował w rowie, nieopodal Przyborek. Wszyscy trafili do wrzesińskiego szpitala, gdzie spędzili kilka dni. - Kolega, który prowadził im sprawę związaną z odszkodowaniem, poprosił mnie, abym odwiózł ich do Warszawy - mówi pan Władek. - Uprzedził, że nie mają pieniędzy, gdyż za wszystko, co mieli, przed wypadkiem, kupili jakieś rzeczy na handel. Takie były czasy. Ale bez wahania zgodziłem się za symboliczną opłatę zawieźć ich do domu. Muzycy obiecali jednak się odwdzięczyć. I słowa dotrzymali. Nie był to jednak autograf czy darmowa płyta z ich największymi przebojami. Po kilku latach na winylowym krążku znalazł się utwór "Taksówka nr 5", który grupa wyśpiewała panu Władysławowi. - Piosenkę usłyszałem w radiu i od razu wiedziałem, że jest ona o mojej taksówce - przyznaje W. Wawrzyniak. - Skontaktowałem się z Elżbietą Dmoch i potwierdziła moje przypuszczenia. - W sylwestra też będę pracował. Pojeżdżę tak do 21.00, a później się prześpię i o 4.00 usiądę za kółkiem. Takie już jest życie taksówkarza. Pracuje się w dni, w które inni się bawią i wypoczywają... Łukasz Różański