O wszczęciu śledztwa poinformowała w piątek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus. Prokuratura podjęła kroki po tym, jak w czwartek portal "Rzeczpospolita" poinformował, że kobieta tuż po porodzie została bez swej zgody i wiedzy wysterylizowana w szpitalu w Szamotułach (Wielkopolskie). Prokuratura zabezpieczyła szpitalną dokumentację. - Zweryfikujemy informacje zawarte w materiałach prasowych. Prokuratura sprawdzi dokumentację medyczną. Chcemy też przesłuchać kobietę i jej konkubenta. Niewykluczone, że przesłuchanie kobiety odbędzie się przy udziale biegłego psychologa ze względu na jej stan emocjonalny. Musimy sprawdzić, czy do takiego zabiegu doszło i czy była zgoda na taki zabieg - powiedziała Mazur-Prus. Minister zdrowia Ewa Kopacz powiedziała w piątek w TVN24, że sprawą już w czwartek zajął się rzecznik praw pacjenta przy jej urzędzie. Zwrócił się o wyjaśnienia do szamotulskiego szpitala. Kopacz podkreśliła, że w ustawie o zawodzie lekarza wyraźnie zapisano, że "w sytuacji, w której lekarz podczas zabiegu operacyjnego zdecyduje, że musi dokonać więcej niż to na co miał zgodę od samego pacjenta, bo to chroni go przed utratą życia, to po konsultacji z drugim lekarzem może podjąć taką decyzję". Zastrzegła jednak, że nie zna szczegółów sprawy z szamotulskiego szpitala, więc nie chce być "w tej chwili tym, który osądza jedną jak i drugą stronę". - Po to właśnie postępowanie rzecznika praw pacjenta, abyśmy tę wiedzę mieli pełną i wtedy oczywiście w tej sprawie będę się mogła wypowiedzieć - dodała. Reprezentująca rodzinę z Błot Wielkich, której odebrano noworodka, mecenas Małgorzata Heller-Kaczmarska, powiedziała w piątek, że z dokumentacji otrzymanej w szpitalu wynika, że matka dziewczynki w trakcie porodu została poddana zabiegowi sterylizacji bez wyrażonej wcześniej zgody. - Taką wiedzę mamy z historii choroby. Kobieta dostała kartę informacyjną i tam istnieje wypis, jakie zabiegi zostały dokonane w szpitalu. Jak twierdzi, z tej karty po raz pierwszy dowiedziała się, że wykonano jej taki zabieg. Tymczasem jest to zabieg, który jest wykonywany po spełnieniu określonych warunków - podkreśliła adwokat. Dyrekcja Szpitala Powiatowego w Szamotułach, w którym odbierano poród Wioletty W. w piątek sprawy nie komentuje. Zastępca ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego w Szamotułach tłumaczyła w piątkowej "Gazecie Wyborczej", że macica Wioletty W. była uszkodzona, przy następnym porodzie mogłaby pęknąć. - Nie mogliśmy zapytać pacjentki o zgodę. Była uśpiona. Trzeba by było ją wybudzić z narkozy. Narazilibyśmy ją na kolejną operację - wyjaśniała. Według prawa, osoba powodująca ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci pozbawienia płodności podlega karze pozbawienia wolności od roku do 10 lat. W lipcu Sąd Rejonowy w Szamotułach zdecydował o odebraniu Róży matce i przekazaniu dziecka rodzinie zastępczej, na podstawie sprawozdań z kuratorskiego nadzoru nad rodziną. Sądowa kurator stwierdziła niewydolność wychowawczo-opiekuńczą matki małoletnich dzieci i oceniła, że nie daje ona gwarancji prawidłowego spełniania funkcji rodzica w przypadku opieki nad noworodkiem. W miniony piątek Sąd Okręgowy w Poznaniu oddalił pierwsze zażalenie na decyzję o przekazaniu noworodka rodzinie zastępczej. Uzasadnił to dobrem dziecka, wskazując na pasywność matki w sprawowaniu opieki rodzicielskiej oraz braku czasu ojca dziecka. Tymczasem zmieniła się sytuacja prawna nowo narodzonej dziewczynki. Jej rodzice nie są małżeństwem, ale ojciec uznał Różę i ma on obecnie pełnie praw rodzicielskich, zatem dziecko powinno wrócić do domu - wyjaśniła mec. Heller-Kaczmarska. Dlatego też skierowała do szamotulskiego sądu ponowny wniosek o uchylenie decyzji o przekazaniu noworodka do rodziny zastępczej. Dodała, że wobec ojca "nie toczy się żadne postępowanie o pozbawienie praw rodzicielskich; ojciec ma do córki pełne prawo. Dziewczynka powinna wrócić do domu jak najszybciej" - podkreśliła. W sprawę odebranego rodzicom noworodka z Błot Wielkich włączyli się zarówno Rzecznik Praw Dziecka, jak i Rzecznik Praw Obywatelskich. Nadzorem sprawę objął minister sprawiedliwości Andrzej Czuma, który zlecił Prokuraturze Apelacyjnej w Poznaniu zapoznanie się z jej aktami. Wcześniej list w obronie rodziny małej Róży z prośbą o pomoc i dokładne zbadanie całej sprawy wysłali do niego mieszkańcy Błot Wielkich. Podobne listy skierowali też do prezydenta i premiera.