Oskarżony od kilku miesięcy jest tymczasowo aresztowany w związku z tą sprawą. Na rozprawy jest dowożony z więzienia w asyście policjantów. Odpowiada jak recydywista, gdyż był już karany za podobne czyny. Wczoraj zeznania obciążające właściciela myjni samochodowej Łukasza Z. składały ofiary, które czują się przez niego pokrzywdzone. Zeznawały pod nieobecność oskarżonego, bo wciąż się go boją. Jako pierwszy zeznania składał Piotr W. (23 l.), który pracował w myjni samochodowej w Lesznie "na czarno". Opowiadał, jak od 2004 r. ucieka przed Łukaszem Z., swoim byłym pracodawcą. Twierdzi, że dostał raz karę 200 zł za to, że odmówił sprzedawania w jego imieniu narkotyków. Fikcyjny dług musiał odpracowywać za darmo na myjni. - Nie wiem, czy pani wie, jak Łukasz Z. nalicza odsetki: każdego dnia sto procent - mówił sądowi Piotr W. - Jednego dnia dług wynosił 200 zł, następnego dnia - 400, potem 800. Jestem pewien, że do dziś nalicza mi odsetki. Piotr W. opowiadał też, że ich wspólna znajoma prosiła Łukasza Z, by odpuścił mu. Pracodawca miał jednak odpowiedzieć jej: "nie, ja jestem Łukasz Z. legenda". - Słyszałem od kolegi Romualda Sz., że Łukasz Z. wywiózł go poza Leszno, rozebrał i zostawił. Kolega musiał wracać nago do Leszna - mówił Piotr W. Przyznał się w sądzie, że obawia się Łukasza Z., bo widział u niego broń palną. - Aktualnie to ja już nie boję się pobicia, ale gorszych rzeczy. Boję się o moją rodzinę. Dziwne zrządzenie losu, ale tydzień przed pierwszą rozprawą ktoś rzucił dużymi kamieniami wielkości dwóch pięści w okna mojego mieszkania i kolegi, który też miał zeznawać. U mnie kamień trafił w okno kuchni, całe szczęście, że mama akurat stamtąd wyszła - zeznawał nie bez emocji Piotr W. Dlatego Piotr W. i część innych świadków wnioskowali, by mogli zeznawać pod nieobecność oskarżonego. - Zachodzi wyjątkowy wypadek, w którym należy się obawiać, że obecność oskarżonego mogłaby oddziaływać na zeznania świadków - uzasadniła sędzia Danuta Winiszewska, która uwzględniła wniosek świadków. Dlatego oskarżony Łukasz Z. musiał opuścić salę na czas składania zeznań przez osoby, które czują się przez niego pokrzywdzone. Wcześniej jednak nie zgodził się, aby dziennikarze robili zdjęcia podczas rozprawy. Uzasadniał, że po publikacjach w mediach, które przedstawiają go jak przestępcę, trzy firmy zrezygnowały z usług jego firmy i to naraża go na straty finansowe. - Nie przyznaję się do winy - od początku zapewnia Łukasz Z., który szczegółowo wyjaśnia sądowi wszystkie okoliczności zajść. (maks)