Mowa o Ellingu, narratorze i centralnej postaci w książce norweskiego pisarza Ingvara Ambjornsena. O takim facecie mówi się: dziwak. Wielu z nas, zna osobiście choć jednego mężczyznę-chłopca, który mieszka z mamusią, choć już dawno nie powinien i powierza jej swoje sekrety, a ta, zamiast namawiać go do samodzielności jest gotowa zawsze go uczesać i zrobić mu śniadanko. Traktujemy ich jako mniej lub bardziej przyjaznych typów, których chętnie nazywamy "poczciwotami". Warto o kimś takim czytać? Okazuje się, że warto. Powstało już sporo takich książek, które uczą nas, że życie może być fajne bez wielkich namiętności czy wielkich dramatów. Tyle, że z tymi książkami różnie bywało. Podejmując tematy z takiego gatunku łatwo o banał, tani sentymentalizm, przez który czujemy się jak idioci wpuszczeni w śmierdzący kanał, dla niepoznaki tylko odświeżony tanimi perfumami. Ale Ambjornsen to utalentowany literat, który potrafi chronić się przed nadmierną wzniosłością z jednej strony i beztroską płycizną z drugiej. Ten człowiek nie na darmo wydał na świat postać o imieniu Elling, którego historię możemy poznać w cyklu powieści jemu poświęconych i dwóch ekranizacjach. Jego przygody zyskały uznanie krytyków literackich jak i filmowych. Kim jest Elling tak naprawdę? Taki sobie człowiek. Ani mały, ani wielki. Żaden z niego bohater. No chyba, że główny bohater - powieści i własnych fantazji prowadzonych na jawie. Ellingowi umiera matka. Jako, że jest on wrażliwym człowiekiem, które przez całe życie był z matką związany, przechodzi załamanie nerwowe i trafia do zakładu opiekuńczego. I co - teraz będzie smutno? Czasem będzie, owszem, ale nie dramatycznie. Bo choć główny bohater jest dziwakiem, to wykazuje spory dystans do życia. "Nic nie jest zbyt znaczące, nic nie jest zbyt nieistotne" - to życiowa dewiza Ellinga, który ze spokojem opowiada swoją historię. Zdaje się on mówić: jest życie, a potem przychodzi śmierć, są dramaty i chwile szczęścia, jak i również mniejsze lub większe przyjemności lub nieprzyjemności. Ale te swoje filozoficzne rozważania wygłasza w sposób tak naturalny i zupełnie bezpretensjonalny, że my mu wierzymy bez zastrzeżeń. Bardzo podoba mi się konstrukcja tej postaci i powieści. Fabuła jest spójna i toczy się spokojnym rytmem narracji Ellinga, który już od pierwszych słów wprowadza nas w odpowiedni klimat. Nie ma co oczekiwać wielkich sensacji. To lekka historia, ani zbyt poważna, ani niepoważna, która z ciepłą ironią traktuje zarówno głównego bohatera jak i świat, który poznajemy jego oczyma. Ale Elling to mimo wszystko dziwny bohater. Należy bowiem do tych postaci, z którym - jak mi się zdaje - większość czytelników chce przebywać jedynie na gruncie książki i nie snuje fantazji w stylu: "ach, jak cudownie byłoby poznać kogoś takiego w rzeczywistości!". Bo choć jest on całkiem inteligentny, momentami bardzo zabawny, to jednak wciąż pozostaje zdanym na swoje humory malkontentem maminsynkiem, prawiczkiem, który z powodu swoich lęków, ale chyba też z przyzwyczajenia, woli oddawać się marzeniom, niż brać sprawy w swoje ręce. To taki skryty egocentryk, człowiek, o którym chciałoby się powiedzieć: gdyby chciał mógłby wiele, tyle, że jemu pasuje rutyna i zamiast działać, w zależności od tego w jakim jest nastroju, kąśliwie lub przychylnie komentuje otaczającą go rzeczywistość. Książka zawiera wiele smaczków, o których warto wspomnieć. Bardzo zabawne są komentarze Ellinga dotyczące kwestii seksualnych i jego fantazje na ten temat. Choć w rzeczywistości nie miał żadnych kontaktów płciowych, w swojej wyobraźni pozostaje bezwstydnym ogierem, który potrafi jednak spasować, gdy obok popędu rodzą się uczucia. Trafne są jego komentarze na temat wszechobecnej współcześnie obsesji na punkcie pedofilii i kazirodztwa. Gdyby jego marzenia się spełniły i resztę życia spędziłby z pielęgniarką, która się nim opiekuje, na pewno jak mówi, nie kąpałby jej córeczki, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Natomiast kiedy indziej, odkrywa, że pokój hotelowy, w którym miał nocować razem z matką na wycieczce w Hiszpanii jest wyposażony w jedno małżeńskie łóżko, zamiast dwa pojedyncze. Zastanawia się, czy przypadkiem nie stoi za tym matka, która z premedytacją zaaranżowała taką sytuację i chce go tym samym skłonić do nieprzyzwoitych łóżkowych igraszek. Wszystkie te fragmenty są utrzymane w lekkim stylu, dzięki czemu stanowią ironiczny, ale nie obsceniczny komentarz do współczesnych medialnych obsesji. Taki jest właśnie nasz Elling. Warto poznać jego nudne życie. Bo co tu ukrywać - ono jest nudne i cały czas takie pozostaje. Ale zdolność tego człowieka, czy raczej Ambjornsena, który obdarzył go tym talentem, do gawędziarskiego, sugestywnego opowiadania wydarzeń, które mu się przydarzają, sprawiają, że bez wstydu, a nawet z pewnym poczuciem dumy dostrzegamy, że mamy coś z Ellinga, który w krowich ślepiach potrafi dostrzec uniwersum. Chodzi po prostu o to, żeby zauważyć "wielkość w małości", jak to ujmuje nasz bohater. Anna Józefowicz Wiadomość pochodzi z portalu Tutej.pl