O tym, jakie cuda potrafi zdziałać terapia na końskim grzbiecie, przekonują się w Kłodzie koło Rydzyny rodzice i opiekunowie dzieci oraz dorosłych niepełnosprawnych. Trafia tam także coraz więcej zdrowych maluchów, które z uciechą karmią konia, a jednocześnie przełamują własne lęki oraz nieśmiałość. W ciąży za kobyłką Ania Żygadło, choć nie skończyła jeszcze "trzydziestki", instruktorem hipoterapii jest już od ośmiu lat. Gdy skończyła studia pedagogiczne (pedagogika specjalna), kupiła w Kłodzie gospodarstwo. - Od początku myślałam o stajni hipoterapeutycznej. Wiedziałam, że tylko w tej pracy mogę połączyć życiową misję, czyli terapię z pasją, a więc z końmi - mówi Anna Żygadło, właścicielka stajni, a w roku szkolnym także nauczyciel Zespołu Szkół Specjalnych w Lesznie. Pierwszym koniem, który zamieszkał w stajni, była starsza kobyła Hipcia. Już drugiego dnia w nowym miejscu wyskoczyła poza ogrodzenie, a udało się ją dogonić tylko dzięki szybkiej pomocy sąsiada. Ania do dziś wspomina, jak goniła kobyłę, sama będąc w ósmym miesiącu ciąży. Od trzech lat stajnia działa na pełnych obrotach, choć nie ma mowy o komercji. Są cztery konie, jest kameralnie i swojsko, jakby u babci na podwórku. Przyjeżdżają tu rodzice dzieci niepełnosprawnych, a także podopieczni z kilku ośrodków rehabilitacyjnych w okolicy. Mariusz jeździ bez trzymanki - U naszych dorosłych niepełnosprawnych rehabilitacja, w tym hipoterapia neurofizjologiczna, nie zdziała cudów - podkreśla Katarzyna Musiałowska, rehabilitant z ośrodka rehabilitacyjno - edukacyjno - wychowawczego przy ul. Starozamkowej w Lesznie. - Bardziej chodzi o zmianę otoczenia, przełamywanie barier, rozluźnienie i podniesienie swojej wartości. Oni dotykają konia, czyszczą go i karmią, wreszcie wsiadają na grzbiet. To niezapomniane przeżycie i wielka frajda. Jednym z miłośników koni jest Mariusz, podopieczny ośrodka. - Kiedyś spadłem z konia i miałem uraz. Tutaj znowu pokochałem te zwierzęta. Teraz jeżdżę "bez trzymanki" - chwali się Mariusz. Efekty hipoterapii widać już po kilku zajęciach. Dorośli niepełnosprawni przełamują lęk przed dużym zwierzęciem i zdobytą odwagę przenoszą na inne sfery życia. Czują się silniejsi, stają bardziej pogodni i otwarci na świat. Chodzenie po grzbiecie Prawdziwe cuda działa hipoterapia u najmłodszych niepełnosprawnych, m. in. z mózgowym porażeniem dziecięcym, z wadami postawy i kręgosłupa, po amputacjach i dysplazjach, z dystrofią czy zespołem Downa. - Grzbiet konia przenosi na ciało pacjenta prawidłowy odruch chodzenia. To naprawdę widać, że dzieciom hipoterapia pomaga w nauce stawiania kroków - tłumaczy Anna Żygadło. - Zajęcia są tak prowadzone, że równocześnie usprawniają zaburzone funkcje intelektualne. Hipoterapia sprawdza się więc u dzieci autystycznych, z ADHD, z zespołem Aspergera. Hipoterapia świetnie uzupełnia podstawowe działania medyczne i rehabilitacyjne, ale istnieją również przeciwwskazania do jej stosowania. Dlatego nie można jej stosować bez zgody lekarza prowadzącego. Obowiązki przede wszystkim Stajnia w Kłodzie cieszy się powodzeniem rodziców dzieci niepełnosprawnych, ale zagląda tam coraz więcej zdrowych, kilkuletnich jeźdźców. Regularne szkółki jeździeckie przyjmują na naukę jazdy konnej dzieci od 9. roku życia, ale w stajni hipoterapeutycznej mile widziane są już pięcioletnie smyki. Zdarzają się też młodsi: na lonży, czyli lince jeździeckiej, jeździ już trzyletni synek Anny. - Staramy się pokazać dzieciom, że obcowanie z koniem to nie tylko przejażdżka na jego grzbiecie, ale też obowiązek wyczyszczenia i nakarmienia zwierzęcia - mówi Magdalena Sobala, instruktor hipoterapii, jeździectwa i fizykoterapeuta. Oczywiście paroletni maluch jest zbyt słaby fizycznie, by samodzielnie jechać konno. Instruktorzy w Kłodzie są jednocześnie pedagogami i hipnoterapeutami, więc prowadzą zajęcia w oparciu o zabawy rozwijające równowagę, orientację w schemacie ciała i przestrzeni, koordynację. - Dzieci pokonują na koniu swe małe lęki. Wypuszczają trzymany pasek z rąk, by pomachać rodzicom lub poklepać konia, a tu nagle okazuje się, że już jadą bez trzymanki - śmieje się Anna Żygadło. - Dzieci czują się dumne, że duże zwierzę akceptuje je na swoim grzbiecie, że pozwala się prowadzić. Marta Krzyżanowska-Sołtysiak