Na komisariat trafiło prawie 100 osób. Wśród nich są zarówno uczestnicy jak i przeciwnicy tej manifestacji. W niektórych przypadkach sprawy będą kierowane do sądów grodzkich, co oznacza, że głównymi karami będą grzywny. Poważniejsze konsekwencje mogą ponieść przeciwnicy marszu, których wśród przesłuchanych było mniej, ale byli oni bardziej agresywni zarówno w działaniu jak i krzykach. Część spisanych wczoraj osób zostanie dopiero wezwana na komisariat i dopiero po ich przesłuchaniu będzie wiadomo, w ilu przypadkach zarzutem będzie udział w "nielegalnym zbiegowisku" - jak określiła marsz policja - a ile osób usłyszy inne zarzuty. W przepychankach na szczęście nikt nie został ranny. Marsz Równości, zorganizowany w Poznaniu wbrew zakazowi władz miasta i województwa oraz reakcja policji, która zatrzymała kilkudziesięciu demonstrantów podzieliły polityków - gości dzisiejszych porannych audycji radiowych. Według europarlamentarzysty Bronisława Geremka, władze postawiły się w roli cenzorów i "orzekały, co nam, obywatelom wolno zrobić albo co wolno oglądać". Dodał, że prawo do demonstracji to jedno z praw demokracji. Wyraził oburzenie wobec sposobu "represji policyjnej, który został zastosowany". Zdaniem Wojciecha Olejniczaka (SLD), policja zbyt agresywnie próbowała rozpędzić demonstrację. Z kolei Mariusz Kamiński (PiS) przekonywał, że władze publiczne powinny stać na straży moralności publicznej. Zdaniem Kamińskiego, "nie można zmuszać osób niepełnoletnich do oglądania pewnych rzeczy". Tego typu demonstracje nie podobają się Janowi Rokicie (PO), według którego stanowią one "przełamanie granicy między sferą prywatną a sferą publiczną" i są "świadectwem degradacji życia publicznego". Jednak, zdaniem Rokity, "lepiej, gdy demonstracje, jak już się mają odbywać, są legalne. Wszystkie polskie doświadczenia pokazują, że władza nie dysponuje w Polsce zdolnością egzekwowania zakazów. Zakaz oznacza, że demonstracja się odbywa, ale odbywa się bardziej agresywnie, głośno i jest większa awantura" - powiedział. Rokita odniósł się też do okrzyków, które przeciwnicy Marszu kierowali w kierunku demonstrujących. Jak powiedział polityk PO, takie okrzyki są przestępstwem, a policja powinna osoby je wznoszące zidentyfikować i "posadzić do kryminału". Waldemar Pawlak (PSL) ocenił, że dobre rozwiązanie w podobnych kwestiach znaleźli Brytyjczycy - stworzyli Hyde Park, gdzie wszyscy mogą przedstawić swoje racje. Szef gabinetu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Waldemar Dubaniowski uznał decyzję zakazującą Marszu Równości za niepokojący sygnał, świadczący o tym, "że nadchodzi tendencja do ograniczania różnego rodzaju swobód i wolności obywatelskich". Natomiast poseł LPR Wojciech Wierzejski powiedział, że jego partia cieszy się z decyzji władz. Za rzecz niedopuszczalną uznał sytuację w Warszawie, gdzie w czerwcu tego roku mimo zakazu władz miasta Parada Równości ochraniana przez policję "szła ulicami i blokowała ruch". Wicemarszałek Bronisław Komorowski (PO) uważa, że prezydent Poznania Ryszard Grobelny "prawidłowo ocenił", iż Marsz Równości może być źródłem daleko idących niepokojów. - Znam Poznań, jest to miasto bardzo konserwatywne - podkreślił. Zaznaczył natomiast, że działania wojewody i władz państwa w tej sprawie należy także oceniać biorą pod uwagę opinię o Polsce na zewnątrz. Jego zdaniem, zakaz Marszu "niesie za sobą negatywne skutki w punktu widzenia wizerunku Polski".