Prokuratura oskarżyła mieszkańca Leszna o to, że od marca do września ub.r. po pijanemu wymuszał pieniądze od pracowników stacji benzynowej przy Al. Konstytucji 3 Maja w Lesznie. Robert P. zaprzeczył, że groził i tłumaczył, że to były pożyczki, a on pieniądze zawsze oddawał. Dziś w Sądzie Rejonowym w Lesznie zeznawali pracownicy stacji paliw. Nie potwierdzili, że oskarżony był ich kolegą. Znali go wyłącznie z wizyt na stacji. Świadkowie tłumaczyli, że Robert P. pojawiał się na stacji pod wieczór. Był pijany, a na przywitanie wykręcał im ręce. - Wiedzieliśmy, że przychodzi po pieniądze. Baliśmy się, że stanie się nam krzywda. Raz zaprezentował jak wysoko może podnieść nogę. Myślałem że robi sobie jaja, ale gdybym się nie odsunął, to bym dostał w głowę - zeznał jeden z pracowników stacji. Świadkowie zeznali, że Robert P. im groził, że jak nie dadzą mu pieniędzy, to rozwali sklep i że potrafi zabić jednym ruchem. Zastraszeni pracownicy dali mu więc kilka razy po 50-100 zł. On zwykle szedł z pieniędzmi do pobliskiego hotelu. Jak zeznali w sądzie, zwrócił tylko część zabranych pieniędzy. Oskarżony zażądał też wystawienia mu faktury na - według niego - pożyczane pieniądze, bo uważał, że pracownicy stacji ,,robią go w ch?'' i zawyżają kwoty. Pracownicy stacji przez kilka miesięcy nie zgłaszali sprawy kierownictwu firmy. Bali się oskarżonego, czuli się przez niego zastraszeni. - Bałem się, by nie złamał mi po raz drugi rąk, które kiedyś złamałem w wypadku. Gdy go zatrzymali to najpierw się zdziwiłem, bo nie wierzyłem, że do tego dojdzie, a potem ucieszyłem, że nie będzie już przychodził na stację - zeznał w sądzie inny pracownik stacji paliw. (ram)