Jedni je lubią, inni nienawidzą. W każdym razie stały się one stałym elementem "krajobrazu" Starego Rynku. Chociaż poznańskie gołębie nie są tak oswojone jak krakowskie, to jednak nie boją się ludzi. Bardzo często odwiedzają kawiarniane i piwne ogródki rozstawione na Starym Rynku. Czasem nawet wyjadają klientom potrawy z talerza! Czy właściciele lokali mają jakiś sposób na pozbycie się tych niepłacących gości? A może mają obowiązek zabezpieczenia klientów przed kontaktem z gołębiami? Te ptaki roznoszą przecież groźne choroby! W czerwcu, w czasie Jarmarku Świętojańskiego, Sanepid kontrolował stoiska z jedzeniem na Starym Rynku. Zadzwoniliśmy więc do Sanepidu. Może oni mają jakiś sposób na ptaki zaglądające do talerza? - Gołębie? To sprawa beznadziejna, o zasięgu globalnym - mówi Krystyna Pawełek z Działu Żywności Sanepidu. - Chyba nigdzie na świecie sobie z nimi nie poradzili. Bo niby w jaki sposób? Do sprawy trzeba podejść zdroworozsądkowo. Przeganiać, przepędzać, płoszyć... Sanepid rozumie, że ciężką dolę restauratorów. - Nie karzemy ich za obecność gołębi w ogródkach. Stosujemy tylko pouczenia ustne, a niebawem ruszy akcja, mająca uczulić właścicieli lokali na "gołębi" problem. A co na ten temat sądzą pracownicy ogródków na Starym Rynku? Może dorobili się w praktyce skutecznej metody walki z gołębiami? Niestety nie. Dziewczyna pracująca w Columbus Pub ocenia, że nie ma dobrego sposobu na gołębie. - Trzeba je przeganiać na bieżąco. Nie jest to najprostsze, bo są oswojone i zaprzyjaźnione z ludźmi. Ale nie jesteśmy żadnym gołębim zagłębiem. Po stołach nam nie biegają - zapewnia. Podobne doświadczenia mają tez w innych lokalach. - "Nasze" gołębie nie są nachalne, pojawiają się raczej rano, przechadzają się dyskretnie, na poziomie podłogi - opowiadają w Siouxie. - Są podatne na tradycyjne metody perswazji typu tupnięcie. Chcący zachować anonimowość pracownicy innej restauracji na Starym Rynku zapewniają, że nie mają specjalnych problemów z gołębiami. - Chodzą, oswojone, między stolikami, wiadomo, jak to gołębie. Płoszymy je oczywiście. Kelnerzy z lokalu zwracają też uwagę na źródło "ptasiego" problemu. - Goście kruszą pieczywem. Celowo, chcą zwabić gołębie. I jak się potem dziwić, że są takie rozbestwione? - pada retoryczne pytanie. Także klienci ogródków nie narzekają na gołębie. Nie spotkał ich bowiem przypadek "zaatakowania" przez ptaka potrawy leżącej na talerzu. - Gołębie są na podłodze, owszem, ale czy to wielki problem? Niech sobie chodzą - turyści z Gdyni życzliwie patrzą na takie towarzystwo. - Mnie by nawet na stole nie przeszkadzał - twierdzi Ewelina, klientka jednego z ogródków. - Gołąbki są kochane, to taka poznańska wizytówka. Jakby usiadł mi taki na stole, to nawet druga porcję bym zamówiła. Specjalnie dla niego - uśmiecha się. Jednak nie każdy jest taki wyrozumiały. - Nie lubię. Gołębie do wybicia - twierdzi Asia. - Zdarzyło się, że jeden narobił mi do szklanki. Jedyny gołąb, jakiego zaakceptuję na talerzu, to taki w sosie. Joanna Kuchta Wiadomość pochodzi z portalu Tutej.pl