Krotoszyńscy kupcy ostatni raz spotkali się na walnym zebraniu w 2008 roku, a więc od dwóch lat nie mieli okazji podyskutować w większym gronie. - W 2009 roku nie odbyło się walne zebranie członków, ponieważ załatwialiśmy sprawy związane z przeprowadzką z siedziby Cechu Rzemiosł Różnych na ul. Floriańskiej na Mały Rynek - wyjaśnia Dariusz Rozum. Tegoroczne walne odbędzie się 20 września. Trzyosobowy zarząd (prezes D. Rozum oraz Andrzej Płonka i Marian Wachowiak jako wiceprezesi) spotkał się w tym roku pięć razy. Czegoś się boją? - Czekam na jakieś spotkanie, na którym padną propozycje od handlowców. Dziwi mnie brak jakiegokolwiek działania. Wydaje mi się, że członkom zrzeszenia na niczym nie zależy. Nawet na samym zrzeszeniu - mówi wiceprezes Płonka. Jeden z właścicieli sklepów położonych niedaleko centrum Krotoszyna przyznaje, że nie angażuje się w sprawy KZHiU, bo jego zdaniem nie ma to już sensu. - Talony to jedyne, co pozwala istnieć tej organizacji - mówi wprost kupiec, który chce pozostać anonimowym. Opinię tę potwierdza prezes: - Zdarzały się zebrania z żenująco niską frekwencją. Kiedyś ludzie mobilizowali się w przypływie protestu. Jedynym argumentem za istnieniem zrzeszenia jest akcja talonowa, bo ona daje kupcom dodatkowy obrót. Nie jest prawdą, że handlowcy nie mają z tego nic. Kilkumilionowy rynek talonów to jest łakomy kąsek - mówi D. Rozum. Radny miejski Sławomir Augustyniak, wybrany do samorządu ze wspólnego komitetu rzemieślników i kupców, nie miał okazji do spotkania z grupą handlowców, choć - jak mówi - oczekiwałby tego. - Zdarzają się pojedyncze rozmowy z handlowcami, którzy przedstawiają mi swoje żale i niepokoje, natomiast brakuje mi spotkania z większą grupą. Jako radny mam przecież podejmować decyzje na podstawie argumentów, a nie na zasadzie domysłów. Stąd potrzeba konsultacji z grupą społeczną, którą reprezentuję, abym wiedział, jakie mają problemy i czego oczekują - podkreśla Augustyniak. Radny Zygmunt Kozupa również chciałby usłyszeć od handlowców, jakie trapią ich problemy i czego oczekują od niego, ale także twierdzi, że nie ma ku temu sposobności. Andrzej Czarnecki, prowadzący biuro podatkowe, członek KZHiU, dawniej jego prezes, na podstawie kilkunastoletniej obserwacji handlowców stwierdza, że czas prosperity tego środowiska minął bezpowrotnie. - Dziś to jest ciężki kawałek chleba i ja im nie zazdroszczę. Handlowcy mają jednak problem z wyartykułowaniem swojego zdania. Nie wiem, dlaczego. Być może czegoś się boją... - analizuje Czarnecki. Przyjaźń z mocniejszym - Kiedyś walczyliśmy przeciw marketom, a dziś - co mamy? W zrzeszeniu są "Intermarche" i sklepy sieci "Dino" - mówi jeden z handlowców z Krotoszyna. Wprowadzenie sklepu Intermarche do KZHiU kilka lat temu do dziś otwarcie krytykuje Hubert Kaczmarek, właściciel sklepu spożywczego na ul. Robotniczej w Krotoszynie. - Nie podobało mi się, że pan Rozum wprowadził tę spółkę do zrzeszenia, choć oczywiście wiem, że za przyjęciem głosowali obecni wówczas na zebraniu ludzie. Ja sam w nim nie uczestniczyłem, ale później na znak protestu złożyłem pisemną rezygnację z organizacji kupieckiej - opowiada. Swojego odejścia z KZHiU nie żałuje. - Nie spadły mi obroty, choć nie mam talonów zrzeszenia. Klienci płacą mi gotówką, a nie wirtualnym pieniądzem - mówi. Prezes Rozum inaczej to pojmuje: - Wprowadzenie "Intermarche" do zrzeszenia było wyborem mniejszego zła, bo jeśli byśmy tego nie zrobili, to nasze obroty w akcji talonowej byłyby znikome. Jeśli nie mogę zwyciężyć z mocniejszym, to muszę się z nim zaprzyjaźnić. Exodus konsumentów Na początku XXI wieku krotoszyńskie kupiectwo walczyło z powstającymi sklepami wielkopowierzchniowymi. - Ta grupa nie miała funduszy, dostęp do dużych kredytów inwestycyjnych był bardzo ograniczony. Trudno więc było w tamtym czasie walczyć z zachodnim kapitałem, który dużo inwestował w Polsce, co i dziś obserwujemy, jednak z tą różnicą, że dziś polscy przedsiębiorcy, łącznie z kupcami, potrafią konkurować, stawiając własne obiekty - mówi Rozum. Jako przykład podaje Tomasza Biernackiego, który dynamicznie rozwija swoją spółkę Dino. Zdaniem Rozuma nie da się zamknąć rynku, trzeba spojrzeć na niego oczami konsumenta, który kuszony jest promocjami i o połowę niższymi cenami niektórych towarów w centrach handlowych. W 2007 r., gdy D. Rozum zostawał ponownie prezesem kupców, mówił m.in. o planach budowy własnego obiektu oraz utworzenia wspólnej hurtowni i spółki zakupowej, która organizowałaby własną dystrybucję. Jego zdaniem wszystkie propozycje zostały odrzucone przez handlowców, którzy pokazali, że nie stanowią monolitu, lecz w zasadzie są dla siebie konkurentami. Galeria abstrakcja Rozum od pewnego czasu przekonuje, że szansą na dalsze istnienie dla sporej grupy lokalnych kupców jest prowadzenie działalności w galerii handlowej. W jego opinii nie da się powstrzymać ucieczki naszych konsumentów do centrów w Poznaniu, Wrocławiu czy Kaliszu. - Trzeba tę namiastkę wielkomiejskiego handlu przywieźć do Krotoszyna, ku uciesze wszystkich - konsumentów i najbardziej prężnych handlowców, którzy wynajmą lokale. Problem w tym, że nasi sklepikarze nie wiedzą, co tak naprawdę ma powstać w dawnym browarze. - Nie wiem, na czym ta galeria ma polegać. Jeśli wejdą markowe sieci odzieżowe, to będą zagrożeniem dla lokalnych kupców handlujących odzieżą, bo ci nie będą w stanie zaoferować niższych cen - zauważa Andrzej Ziółkowski, właściciel sklepu mięsnego na ul. Koźmińskiej i przewodniczący komisji rewizyjnej w KZHiU. Radny Augustyniak nie wie, jaki kształt będzie miał obiekt handlowy w browarze. - Czy powstanie barak, czy obiekt o potężnej kubaturze z wielką halą handlową? A przed podjęciem decyzji (chodzi o wyrażenie przez Radę Miejską zgody lub sprzeciwu wobec wniosku spółki Star City Krotoszyn Wiesława Prusieckiego z Poznania, który zamierza wybudować obiekt o powierzchni sprzedażowej powyżej 2 tys. m. kw. - przyp. red.) muszę wiedzieć, co o tym myślą handlowcy - zastanawia się Augustyniak. - My w tej chwili rozmawiamy o abstrakcji. Możemy tylko snuć przypuszczenia - podkreśla. Szkodliwa dla handlu? Andrzej Czarnecki twierdzi, że galeria będzie szkodliwa dla lokalnego handlu. - Większość handlowców funkcjonuje w swoich lokalach, w które zainwestowali pieniądze. Jeśli ktoś im zaproponuje lokal w galerii, nie przystaną na to, bo teraz nie ponoszą kosztów najmu - mówi. Drugim argumentem Czarneckiego przeciw galerii jest przyzwyczajenie klientów do miejsc, w których robią zakupy. - Kupcy otwierając punkt w takim centrum, ponoszą ryzyko rozpoczęcia działalności niemalże od nowa - przekonuje Czarnecki. Poza tym uważa, że skupienie handlu w jednym miejsce wiąże się z ryzykiem zmonopolizowania handlu. - Nawet jeśli jacyś kupcy przeniosą się do galerii, bo zaproponuje im się atrakcyjne warunki najmu, to nie ma żadnej gwarancji, że po jakimś czasie właściciel nie przedstawi im innych zasad. Wynajmujący będzie mógł dyktować warunki - ocenia A. Czarnecki. Radny Augustyniak ma te same wątpliwości: - A kto im zagwarantuje, że czynsz w tym nowym obiekcie będzie korzystniejszy od tego, który płacą w dotychczasowych lokalach? Riposta Rozuma, który jest także pełnomocnikiem inwestora galerii Wiesława Prusieckiego, czyli spółki Star City Krotoszyn, jest następująca: - Jestem w stanie na tyle wpłynąć i mieć pod kontrolą zamierzenia inwestora, że zagwarantuje on miejscowym kupcom pierwszeństwo w wynajmie powierzchni handlowej z porównywalnymi stawkami czynszowymi, jakie są na krotoszyńskim rynku. Czy zatem po roku od podpisania umowy najmu czynsze dla lokalnych kupców nie wzrosną drastycznie? - Kupiec podpisując umowę musi sam zadbać, by wynajmujący zagwarantował mu podwyżkę czynszu tylko o stopień inflacji podany przez GUS, co jest często stosowaną praktyką. Sebastian Pośpiech