33-letni mężczyzna w domu jednorodzinnym na poznańskim Piątkowie prowadził gigantyczną plantację konopi indyjskich - uprawiał, suszył i porcjował narkotyki. - W tej chwili trwa badanie i szacowanie wartości zabezpieczonego sprzętu i narkotyków. Jest tego tak dużo, że nasze laboratorium jest dosłownie wypełnione po brzegi - mówi Radosław Bratkowski z KWP w Poznaniu. Jak podkreśla, jest to największa z dotychczas zlikwidowanych w Wielkopolsce plantacji i jedna z najlepiej zorganizowanych w Europie. Parter domu jednorodzinnego był wielką, skomputeryzowaną halą produkcyjną. W dwóch odrębnych pomieszczeniach znajdowało się kilkadziesiąt metalowych "inkubatorów", każdy z nich z własnym systemem napowietrzania, nagrzewania i zraszania. Tam właśnie rosły konopie. Organizatorzy procederu prowadzili dokładną dokumentację, z adnotacjami o dniu zasiewu i warunkach uprawy. W chwili wejścia policjantów urządzenia pracowały pełną parą - posadzonych było ponad 1000 krzaków! W halach natrafiono na następne, przygotowane do uruchomienia "inkubatory". W kolejnym pomieszczeniu znajdowała się suszarnia i skład nawozów. Tam policjanci znaleźli tzw. młynki - urządzenia służące do rozdrabniania roślin oraz worki foliowe do transportu narkotyku. W suszarni znajdowały się także sadzonki konopi indyjskich. Gotowy, przygotowany do dystrybucji narkotyk, producenci przechowywali w pomieszczeniu na zapleczu budynku. W sumie zabezpieczono kilkadziesiąt wysokich pojemników z marihuaną. Pomieszczenie było wyposażone w system dogrzewania i wentylacji. Wytwórcy mieli również magazyn części zamiennych, w tym lamp grzewczych, podzespołów do "inkubatorów" i rur wentylacyjnych. - Wstępnie ustaliliśmy, że "fabryka" przynosiła miesięczne zyski do 150 tysięcy złotych - mówi Bratkowski. - Szacujemy, że proceder mógł trwać od dwóch lat. Policjanci oprócz 33-latka zatrzymali także mieszkających z nim rodziców. Cała trójka jest przesłuchiwana. Za produkcję narkotyku na masową skalę grozi im kara do 10 lat więzienia. Policja nie wyklucza kolejnych zatrzymań: - Sprawa ma charakter rozwojowy - mówi Bratkowski.