Być może pałac w Kłodzie Górowskiej, o którym mowa, skusi jakiegoś posiadacza grubego portfela Obecnie wystawiono go na sprzedaż, a wyceniony został na 3,9 mln zł. Pytanie tylko, czy ów krezus nie przestraszy się ducha zrozpaczonej wdowy... - U nas straszy? Pierwsze słyszę - zaręcza Małgorzata Makles, sołtyska Kłody Górowskiej. Wbiła sztylet w serce Zapewnień sołtyski nikt nie kwestionuje, ale legenda przecież jest i to na dodatek spisana. Ukazała się w publikacji "Przeszłość w legendach zaklęta" sfinansowanej w głównej mierze przez Polsko - Amerykańską Fundację Wolności. To pierwszy powojenny zbiór legend dotyczących ziemi górowskiej. Zebrali je uczniowie Gimnazjum nr 2 w Górze. - "W ciemną, bezchmurną noc, gdy księżyc jest w pełni, a wilki wyją głośno, nie wchodź do pałacu w Kłodzie Górowskiej, gmina Góra - przestrzegali starzy ludzie. Jeśli chcesz tam jednak wejść i oglądać piękno obiektu od środka, to przygotuj się na ujrzenie zjawy kobiety, która zginęła tam popełniając samobójstwo." - czytamy w książce. Ową nieszczęśnicą ma być zrozpaczona wdowa, niegdyś właścicielka pałacu. Małżeństwo kobiety było wyjątkowo udane. Żyła w szczęściu i dostatku. Nic dziwnego, że po śmierci męża załamała się. Dzień i noc siedziała zamknięta w pokoju z zasłoniętymi oknami. Majątek zaczął podupadać. Dzieci wyjechały do dalszej rodziny, bo matka zdawała się zapomnieć o ich istnieniu. Wszyscy liczyli, że czas zagoi rany. Niestety, mijały kolejne dni, a życie w pałacu nie wracało do normy. W dzień rocznicy śmierci męża kobieta wyszła wreszcie z pokoju. Do pałacu zjechała też rodzina. Chcieli wspólnie udać się na mszę św. w intencji zmarłego. Kobieta jednak, pod pretekstem dopilnowania przygotowywania wieczerzy i złego samopoczucia, została w pałacu. Stała na balkonie, gdy zobaczyli ją wracający z cmentarza. Podniosła sztylet wysoko, wbiła go sobie prosto w serce i spadła do wody otaczającej pałac. Jej duch snuje się teraz po budynku, marząc o zbawieniu i spotkaniu męża w zaświatach. Najaktywniejsza jest ponoć w dniu kolejnej rocznicy śmierci. Stoi na balkonie ze sztyletem i nęka każdego, kto swoją obecnością jej przeszkodzi. To Anna i Jan? - To tylko legenda, ale... - zaczyna tajemniczo Elżbieta Maćkowska, górowska regionalistka i nauczycielka historii. - W 1600 roku zmarł właściciel Kłody Górowskiej, a właściwie wtedy Kłody Małej, Jan von Luck. Rok później zmarła jego żona Anna. Być może to o nich jest ta legenda - dodaje. Być może tak. Niestety, żadne źródła nie podają dokładnych dat ich śmierci. Niemniej Bogusława Krzyślak, w bardzo poważnej bądź co bądź dokumentacji historyczno - architektonicznej pałacu w Kłodzie Małej, potwierdza informacje regionalistki. Podaje również, że Jan von Luck wszedł w posiadanie tych ziem przez małżeństwo z Anną, która była jego drugą żoną. Warto też dodać, że był on najpewniej postacią doskonale znaną w okolicy: w 1588 roku został starostą górowskim. Po ich śmierci majątek przejął najstarszy syn Johannes, sędzia powiatu górowskiego. Rodzina von Luck przestała władać w Kłodzie w 1714 roku. Przyciąga zakochanych - Legendy nie znam. Niemniej, nawet jeśli jest prawdziwa, zapewniam, że z naszym pałacem wiąże się nie tylko ta smutna, miłosna historia. Jest też wiele innych, które zapewne kończą się: "I żyli długo i szczęśliwie". Ze względu na niebywały urok zabytkowego budynku i otaczającego go parku, przyjeżdża tu wielu nowożeńców na sesje ślubne. Powiedziałabym więc raczej, że to miejsce sprzyja miłości - śmieje się Małgorzata Makles. - Na potencjalnego kupca czekamy z otwartymi rękami. Przyjmiemy go ciepło i z sympatią. W naszym towarzystwie żaden duch nie będzie mu straszny. - Nie zapominajmy, że nawet jeśli legenda opowiada prawdziwą historię i dotyczy Anny i Jana von Luck, to tragiczne wydarzenia rozegrały się w budynku, którego już dawno nie ma. Pałac w obecnym kształcie powstał na przełomie XIX i XX wieku - podkreśla Elżbieta Maćkowska. mach