Od tego czasu ma do spełnienia misję: propaguje przeszczepy rodzinne. Może w ten sposób uratuje komuś życie. - Ja nową nerkę dostałem od mamy - mówi. - Gdyby nie ona, kto wie, może bym się nie doczekał odpowiedniego dawcy. Zachorował około 2000 roku, choć początkowo nikt nie podejrzewał, że to coś poważnego. Złe wyniki zwalano na karb przemęczenia intensywnymi treningami, Maciej był studentem poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. A gdy zaczęły go nękać straszne bóle głowy, lekarze tłumaczyli je migreną. Zdradzieckie ciśnienie - Zlecali kolejne badania, zapisywali coraz silniejsze leki - wspomina. - Ale co dziwne, nigdy nie zmierzono mi ciśnienia. Dopiero w domu, gdy babcia mierzyła sobie ciśnienie, zbadała i moje. Miałem 230 na 130. Od tego momentu lekarze zaczęli podejrzewać, że przyczyną moich dolegliwości mogą być nerki. Okazało się, że mam uszkodzone nerki. Lekarze leczyli go zachowawczo, on robił wszystko, by choroba nie komplikowała mu życia. - Kończyłem specjalizację nauczycielską na AWF i choć ani jednego dnia nie przepracowałem potem jako nauczyciel wuefu, to jednak sport był bardzo ważną częścią mojego życia - mówi. - Nie wyobrażałem sobie, bym przez chorobę musiał z niego zrezygnować. Pływał, biegał, grał w tenisa i przede wszystkim w ukochanego ping-ponga. Długo bronił się przed dializami. Przyszedł jednak moment, że musiał się na nie zdecydować. - Zdecydowałem się na dializy otrzewnowe - mówi. - To dlatego, że mogłem je robić samemu w domu. Dzięki temu czułem się trochę mniej uzależniony od choroby. Brzmi niewiarygodnie, ale nawet poddając się dializom nie zrezygnował ze sportu. - Praktycznie w trakcie dializy potrafiłem przebiec 5 kilometrów - wspomina z uśmiechem. - Ale choroba i tak postępowała, czułem się coraz gorzej. Szansą na wyzdrowienie był przeszczep nerki. W Polsce średni czas oczekiwania na przeszczep nerki liczony od pierwszej dializy wynosi ponad 2 lata. Zazwyczaj w Polsce przeszczepiana nerka pochodzi od zmarłego dawca. Przeszczepy nerek od dawców spokrewnionych z chorą osobą stanowią niewielki procent wszystkich przeszczepów. Trudno ustalić, dlaczego tak się dzieje. Mama dała nadzieję Gdy okazało się, że mama Macieja Helena Żyto byłaby dla niego idealnym dawcą, nie zastanawiała się nawet sekundy. Wspólnie zdecydowali, że przeszczepowi poddadzą się we Wrocławiu (w przypadku przeszczepów rodzinnych chorzy mają przywilej wyboru ośrodka transplantacji). W 2006 roku Maciej Żyto otrzymał nową nerkę. - Poczułem się jakbym urodził się po raz drugi - mówi. - Wróciłem do życia. I gdy tylko odzyskał siły po zabiegu wrócił do... sportu. - Należę do Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji - dodaje. - Namawiamy ludzi do oddawania organów. A ja swoją postawą staram się propagować też przeszczepy rodzinne. Robią to podczas zawodów dla osób po przeszczepach. - Między innymi miałem na przykład zaszczyt reprezentować Polskę podczas XVII Światowych Igrzysk dla Osób po Transplantacji, które odbyły się w sierpniu w Gold Coast w Australii - mówi Maciej Żyto. - Razem z Piotrem Chojnackim zdobyliśmy nawet złoty medal w deblu w tenisie stołowym. Pobiegłem też w minimaratonie, czyli biegu na 5 kilometrów. Dla nas to taka najbardziej prestiżowa konkurencja, bo udział w niej świadczy o tym, że organizm odzyskał siły po chorobie. Ale niczego nie można porównać do uczucia, gdy występuje się w koszulce z orłem na piersiach. Dla sportowca nie ma nic wspanialszego. A dla promocji przeszczepów nie ma chyba wspanialszego sposobu, niż widok osoby, która jeszcze niedawno była na skraju śmierci, a po przeszczepie uprawia sport jak zawodowiec. - Jasne, że po przeszczepach mamy jakieś ograniczenia w życiu - mówi Maciej Żyto. - Bierzemy sterydy, nie możemy się opalać, leki osłabiają nasze wątroby, niszczą żołądki. Ale żyjemy. I możemy korzystać z życia w sposób, o którym kiedyś nie mogliśmy nawet pomarzyć. Maciej i Helena Żyto są pod stałą kontrolą lekarzy. Oboje czują się świetnie. Pani Helena regularnie poddaje się badaniom. Mówi, że gdyby nie przeszczep, na pewno sama nie pilnowałaby tych badań. aj