- To musi być tutaj lub kilka kroków dalej - mówi Lucjan Sobczak, pokazując przybliżone miejsce pochówku niemieckich żołnierzy. - Dziś nie ma po tym żadnego śladu, tylko starsi ludzie wiedzą, co w tym miejscu kryje ziemia, a tych na wsi można już policzyć na palcach jednej ręki. Lucjan Sobczak w 1945 roku miał 20 lat. Dobrze pamięta radzieckie wojska, które w styczniu wkroczyły do wsi. - Wjechali na koniach, które były przykryte kocami. Widniały na nich wielkie czerwone gwiazdy. Niektórzy żołnierze się zatrzymywali, ale chodziło im tylko o "spryt". Ten lali do kanistrów po benzynie, nawet ich wcześniej nie myjąc. Była śnieżna i mroźna zima - opowiada. Nie wie, skąd Rosjanie dowiedzieli się o grupie niemieckich żołnierzy, którzy ukrywali się w miejscowej szkole. - Wydaje mu się, że ktoś ze wsi im o tym doniósł. Okrążyli budynek. Niemcy zaczęli uciekać dróżką, która znajdowała się tuż za nim. Padła salwa z pepeszy. Wszyscy zginęli. Rozrzucone i zmasakrowane ciała pozostawiono na miejscu... Nie byłem bezpośrednim świadkiem tego zdarzenia - zastrzega Sobczak. - Dopiero po dwóch dniach wspólnie z innymi wybrałem się z Biechówka, gdzie mieszkałem, do Biechowa, aby zobaczyć Rosjan. Szliśmy dróżką, którą uciekali Niemcy. W zaspach śniegu zobaczyliśmy cztery ciała. Były tak zmarznięte, że nawet nie udało nam się ściągnąć z nich butów wojskowych. Pochówkiem niemieckich żołnierzy po nastaniu odwilży zajęli się mieszkańcy wsi. - Wszystkich wrzucono do jednego dołu - mówi Sobczak. - Jeszcze w tym samym dniu, co dostrzegliśmy te ciała na dróżce, poszliśmy do radzieckich żołnierzy. Poczęstowali nas pieczonym prosiakiem. W ręce "czerwonych" dostało się dwóch innych oficerów Wehrmachtu, których wyprowadzono za szopę i rozstrzelano. Wystraszyłem się i uciekłem. Nie wiem, gdzie ich dokładnie zakopano. Choć od tej chwili minęły 64 lata, pan Lucjan do dzisiaj nie może zapomnieć wspomnianych oficerów. - Po raz pierwszy widziałem, że ktoś może tak trząść się ze strachu. Myśleli, że ich ochronię. Mówiłem po niemiecku i Rosjanie wzięli mnie jako tłumacza. Mało brakowało, a i mnie by zastrzelili. Jak mówi, zastrzelonych żołnierzy nikt nie żałował. - To byli przecież nasi wrogowie. Pochowanych w Biechowie żołnierzy chce ekshumować Jarosław Sobczak, bratanek pana Lucjana, przewodniczący Rady Miejskiej w Miłosławiu, który powiadomił o istnieniu zbiorowej mogiły Fundację "Pamięć" z Warszawy. Ta zajmuje się na terenie naszego kraju m.in. zbieraniem informacji o nieznanych pochówkach i prowadzeniem ekshumacji. - Takich informacji o nieznanych mogiłach mamy w ciągu roku bardzo dużo - mówi Izabela Gruszka z fundacji. - Dlatego zanim podejmiemy prace, może minąć sporo czasu. - Będziemy cierpliwie czekać - odpowiada rodzina Sobczaków. KUL l.rozanski@wrzesnia.info.pl