Śmierć i narodziny, małżeństwo lub rozstanie, to elementy towarzyszące naszej codzienności. I choć w statystykach wydają się pustymi liczbami, dają obraz rzeczywistości i zmian, jakie w niej zachodzą: społecznych, obyczajowych czy ekonomicznych. Co wynika z danych demograficznych za 2009 r. w regionie leszczyńskim? Choć wskaźniki śmiertelności w niektórych gminach wzrosły, na szczęście wciąż rodzi się sporo dzieci, a liczba urodzeń zdecydowanie przewyższa liczbę zgonów. Wyjątek w tym względzie stanowi Wschowa. Można też stwierdzić, że małżonkowie niechętnie decydują się na separację za to częściej, podobnie jak w całej Polsce, rozwodzą się. Ulegamy też modzie, co odzwierciedla lista najpopularniejszych imion nadawanych dzieciom. I co istotne - wszędzie rodzi się więcej chłopców niż dziewczynek. Wysyp Julii i Kubusiów W 2009 roku zarejestrowaliśmy aż 57 Julii i 54 Jakubów. Popularne były też imiona żeńskie: Maja, Zuzanna, Wiktoria i Zofia, a wśród chłopców: Filip, Kacper i Michał. Egzotycznie brzmiące dla nas imiona: Zalha, Ramona, Orest czy Ruhul, pojawiały się głównie w małżeństwach mieszanych. Zauważyliśmy też, że wśród pracujących za granicą rodziców modne staje się nadawanie bardziej ekstrawaganckiego, drugiego imienia. I tak pojawił się: Kevin, Maxym, Michell i Zoja - opowiada Anna Szymaniak, kierowniczka Urzędu Stanu Cywilnego w Lesznie. Bardzo podobnie działo się w pozostałych gminach regionu leszczyńskiego, gdzie w 2009 roku również królowały Julki i Kubusie. Sporo też było Bartoszów, Mateuszów oraz Amelek. I tu rodzi się pytanie: nazwać potomka tak jak większość znajomych, czy dać mu imię wyróżniające się na tle innych? - Zbyt ekscentryczne imię może skazać dziecko na wytykanie go palcami. Natomiast jeśli nosi popularne imię łatwiej o identyfikację, bo kolega to też Kubuś i tak samo nazywa się główny bohater ulubionej kreskówki. Z popularnym imieniem dzieci sobie świetnie radzą nadając sympatyczne przezwiska. Dzięki temu są do siebie podobne, a zarazem wyjątkowe - tłumaczy Ewa Karmolińska, psycholog z Leszna. Podczas rejestracji w USC rodzice wybierający ekscentryczne imię często tłumaczą, że nic innego nie mogą dziecku dać w prezencie. Może jednak warto taki prezent przemyśleć? Wojna idzie Statystyki dowodzą, że rodzi nas się zdecydowanie mniej niż przed kilkudziesięciu laty. Wskaźnik urodzeń w Polsce zaczął maleć w 1984 roku i po wielkim spadku utrzymuje się na podobnym poziomie. Co jednak zaskakuje i co widoczne jest także w całym regionie - rodzi się więcej chłopców niż dziewczynek. Przykładowo w Kościanie w 2009 roku na 475 chłopców przypadło zaledwie 400 dziewczynek, a rok wcześniej proporcja była: 455 do 426. Tak samo w Gostyniu: dwa lata temu przyszło na świat 53 chłopców więcej, rok później - 58. Analizując dane GUS w powiatach, począwszy od 2000 roku, na palcach można policzyć odstępstwa od reguły "męskiej dominacji". Przykładowo w 2002 roku w powiecie gostyńskim urodziło się o 34 więcej dziewczynek niż chłopców, a rok później w Lesznie 17 dziewczynek "przegoniło" chłopców. Dziewczynki, które w przyszłości staną się dojrzałymi kobietami, mają chyba powód do radości, bo w kandydatach na mężów będą przebierać jak w ulęgałkach. Choć i to nie jest takie pewne, bo ludowe porzekadło mówi, że kiedy rodzi się więcej chłopców - będzie wojna. Oby nie... - Na szczęście to tylko powiedzonko, które należy schować między bajki. Nikt nie jest w stanie przewidzieć wojen, a już na pewno nie można ich prognozować na podstawie demografii - komentuje profesor Krzysztof Podemski, socjolog z UAM w Poznaniu. Ale jednocześnie przyznaje, że w sytuacji gdy mężczyzn jest zbyt wielu, rośnie między nimi konkurencja, co za tym idzie mogą stać się bardziej agresywni. Są różne teorie na temat przewagi urodzeń chłopców. Jedne mówią o zmianie diety matek, inne o mniej stresującym trybie życia tatusiów. Emigracja wyszła bokiem Porównując liczbę rozwodów w regionie, potwierdza się ogólnopolska tendencja do częstszych rozstań. W 2004 roku polskie sądy orzekły ich 51 tys. i był to - jak podawały media - rekord w historii naszego kraju. Od tego czasu nic nie zmieniło się na lepsze. Z danych leszczyńskiego USC wynika, że w 2008 roku na rozwód zdecydowało się 168 par, a w minionym 160. We Wschowie w 2008 rozpadły się 43 małżeństwa, a rok później - 50. Trudno o optymizm. - Niemały wpływ na tę sytuację ma emigracja. Młodzi mężczyźni zostawiają rodzinę w Polsce i wyjeżdżają marząc o złotym runie. Tymczasem szara rzeczywistość ich zaskakuje. Nie udaje im się zarobić pieniędzy jakich się spodziewali, a po porażce wstyd im wrócić do domu. Bywa, że przewartościowują swój cały świat i szukają za granicą kogoś, komu mogą wypłakać się w rękaw. To początek końca ich małżeństwa - mówi Ewa Karmolińska. To tylko jedna z wielu przyczyn rozwodów. Dziś żyjemy inaczej niż nasi rodzice. Jesteśmy bardziej nastawieni na doznawanie przyjemności, pragniemy lepszego życia, jesteśmy otwarci na zmiany, a sam rozwód jest mniej napiętnowany społecznie. Jedyna recepta na odwrócenie tej tendencji to - jak przekonuje psycholog - bardziej dojrzałe podejście do małżeństwa na długo przed jego zawarciem. Haczyk w wolnym związku O tym, że wiele osób przedkłada wolny związek nad małżeństwo słyszy się od dawna. Jednak liczba zawieranych małżeństw utrzymuje się w regionie na podobnym poziomie od kilku lat, a cechą wspólną ślubów jest przewaga konkordatowych. Ci, którzy postanawiają żyć w konkubinacie, sprawy związane z narodzinami potomka starają się załatwić "zawczasu". Wiele par - jeszcze przed porodem - dokonuje w USC tzw. uznania ojcostwa dziecka poczętego. Dzięki temu w książeczce zdrowia i szpitalnych dokumentach maluchowi przypisuje się nazwisko ojca. - Pary coraz chętniej sięgają po takie rozwiązanie, ale jest tu pewien haczyk - przestrzega Urszula Andrzejewska z kościańskiego USC. - Jeśli matka dziecka rozstanie się z jego biologicznym ojcem i wyjdzie za mąż, dziecko nadal będzie nosiło pierwotne nazwisko i może je zmienić tylko za zgodą ojca biologicznego. Z naszych doświadczeń wynika, że ci ostatni nigdy jej nie wyrażają. KAROLINA BODZIŃSKA