Świadek, którym była urzędniczka starostwa, zaprzeczył, jednak geodeta twierdzi, że ma dowód - taśmę z nagraniem rozmowy. Kto więc kłamie? Przypomnijmy - sprawa dotyczy szarpaniny w wydziale geodezji Starostwa Powiatowego w Krotoszynie. Według zeznań świadków Eugeniusz S., nie mogąc otrzymać dokumentu chciał go zabrać siłą urzędniczce, a gdy ta się opierała wykręcił jej ręką i bił rękami po plecach. Oskarżony zaprzecza, że tak było. Uważa, że doszło do obustronnej szarpaniny w wyniku której on został podrapany na ręce. Nie przyznaje się także do drugiego zarzutu - znieważenia innych urzędników przebywających w tym wydziale. Podczas przesłuchania jednej z pracownic starostwa obrońca Eugeniusza S. zapytał, czy przed rozprawą odbyła ona rozmowę z oskarżonym. Kobieta zaprzeczyła. Inaczej twierdzi oskarżony geodeta. Zapewnił sąd, że rozmowa się odbyła, a dla poparcia tej tezy dodał, iż ją utrwalił. - Mam półtoragodzinne nagranie na taśmie - wyjaśnił Eugeniusz S. Zapewnił też o gotowości do natychmiastowego odtworzenia zapisu. Sąd nie przychylił się do sugestii oskarżonego, przyjął jedynie do protokołu jego wyjaśnienia. Gdyby przedstawiony przez podsądnego przebieg rozmowy okazał się prawdziwy, rzuciłaby ona nowe światło na całą sprawę. Oskarżony opowiedział sądowi, o czym rozmawiał ze świadkiem. W myśl jego wersji kobieta ujawniła, że na przesłuchanie wysłał ją przełożony - naczelnik wydziału geodezji, ona sama zaś nie sprawdziła, czy treść zeznań spisanych w policyjnych aktach jest tożsama z tym, co faktycznie powiedziała śledczym. Kolejnym budzącym wątpliwości aspektem rozmowy mogłaby być postawa prowadzących postępowanie. Zdaniem Eugeniusza S. od pracownicy starostwa usłyszał, iż została wezwana na ponowne przesłuchanie, bowiem wcześniej nie twierdziła, że czuła się przez niego obrażona. Świadek rzekomo nie wiedziała też, dlaczego na przesłuchanie wezwano pięć osób, skoro zajście widziały zaledwie dwie albo trzy. Według Eugeniusza S. podczas rozmowy z nim pracownica starostwa wydawała się zdezorientowana sytuacją. - Chciała zwrócić się do adwokata w związku z wydarzeniami po całym zajściu - mówił geodeta podczas rozprawy. O dalszych losach sensacyjnego dowodu geodety rozstrzygnie sąd. Na razie przyjęto jedynie oświadczenie. Jeżeli tezy stawiane przez oskarżonego się potwierdzą, sąd będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Przede wszystkim zajdzie konieczność wyegzekwowania odpowiedzialności karnej świadka za fałszywe zeznania, ponadto pojawi się kilka dodatkowych wątków, m.in. sprawa ewentualnych nacisków na świadków, które mogą dodatkowo skomplikować proces. Mikołaj Niedbała