- Dojechać do tych ludzi w żaden sposób nie można. Woda sięga już powyżej kolan, więc nawet w kaloszach nie da się tam dotrzeć - mówi sołtys Noskowa Leszek Pacholski. - Rozmawiałem z nimi we wtorek. O ewakuacji na razie nie ma mowy. Twierdzą, że jakoś sobie radzą. Poprosili tylko o buty wodery, żeby mogli poruszać się w tej wodzie. - Byli u nas w sobotę przedstawiciele sztabu kryzysowego. Nadal się nami interesują. Codziennie dzwonią, pytają, o ile podniosła się woda. U nas jest kilka metrów od domu, ale każdego dnia się przybliża - informuje Zofia Teodorczak. - Z jednej strony jesteśmy całkowicie odcięci od świata. Nie ma mowy o dotarciu do głównej drogi. - U mnie jest gorzej, niż u sąsiadów. Wodę mam już trzy metry od budynków - ubolewa Mieczysław Kriger. - Po chleb muszę chodzić przez las, bo inaczej się nie da. Ale wczoraj (24 listopada - przyp. red.) strażacy przywieźli nam te wysokie buty, więc nie będę musiał już krążyć po lesie, by dotrzeć do sklepu. Mieszkańcy zagrożonych domów twierdzą, że już od kilku lat proszą miejscową władzę o podwyższenie i utwardzenie zalanej drogi. - Niestety, nikt nie potraktował naszych próśb poważnie. A gdyby to zrobiono, nie byłoby dziś tak wielkiego kłopotu, przynajmniej z dojazdem - mówi Z. Teodorczak. Roman Wawrzyniak z powiatowego sztabu kryzysowego twierdzi, że sytuacja w Noskowie jest monitorowana. - Rzeczywiście jest ona poważna. Proponowaliśmy tym rodzinom ewakuację do Wrześni, ale odmówiły. Zagrożone domy znajdują się w strefie zalewowej, z czego doskonale zdają sobie sprawę ich właściciele. Z tego też powodu nie ma w bezpośrednim sąsiedztwie innych domów. W poprzednich latach bywały tam już podtopienia, ale nigdy tak duże - zaznacza. W ostatnich dniach wody przybyło nie tylko w Noskowie. Niepokojący jest także poziom wody w Warcie i Wrześnicy. Dorota Tomaszewska