Państwo S. mieszkają w Obłaczkowie; w domu, który 25 lat temu wybudowali ojczym i przyrodni brat pani Anety. Niedawno ich spokojne życie zmieniło. - Wszystko dlatego, że właścicielem zajmowanego przez nas domu stał się mój brat, który obecnie mieszka na tej samej posesji, ale w budynku gospodarczym (przerobionym z chlewika - przyp. red.) - opowiada 55-letnia Aneta S. - Nagle zapragnął przenieść się z rodziną do tego domu. Wiem, że my nie mamy do niego prawa, ale gdzie mamy iść mieszkać? . Z przedstawionych dokumentów wynika, że państwo S. wielokrotnie występowali do UMiG we Wrześni o przyznanie im lokalu mieszkalnego. Pierwsze pismo pochodzi jeszcze z 2002 roku. Niestety, wszelkie starania spełzły na niczym. - Zawsze nam odmawiano. Urzędnicy za każdym razem znaleźli powód, by nie dać nam gminnego lokalu. Ale inni dostawali. A teraz... W 2007 roku brat uzyskał sądowy nakaz eksmisji z domu w Obłaczkowie. Wtedy urzędnicy dali nam mieszkanie, właściwie jeden pokój, przy ul. Słowackiego, z ubikacją na korytarzu. Fakt, odmówiliśmy przyjęcia go, ale tylko dlatego, że od wielu lat choruję na cukrzycę, biorę insulinę, mąż też jest chory... Oboje jesteśmy na rencie Tam nie było warunków do godnego życia. Chcielibyśmy inne, ale w ratuszu twierdzą, że straciliśmy uprawnienia - mówi Aneta S. Zdaniem Aliny Rataj, inspektora Wydziału Gospodarki Mieszkaniowej UMiG we Wrześni, państwo S. nie kwalifikują się do "wciągnięcia" na listę osób oczekujących na lokal socjalny z uwagi na przekroczenie dochodu. - Nie mamy podstaw żeby im pomóc - stwierdza A. Rataj, dodając, że winę za to, że eksmisja nie doszła do skutku, ponosi brat Anety S., który nie przekazał wyroku sądowego do komornika. - Gdyby to zrobił, komornik przeniósłby ich do lokalu przy ul. Słowackiego, a tak muszą rozwiązać ten problem we własnym zakresie - dodaje urzędniczka. Nie jest to jednak takie proste, gdyż konflikt pomiędzy rodzeństwem przybiera na sile. Wybijane są szyby w oknach, dom został pozbawiony prądu. Dwukrotnie interweniowała też policja. - Nie chcę publicznie prać naszych brudów, ale rzeczywiście energetyka zdjęła licznik w domu. Teraz prąd "ciągną" od sąsiada - mówi Piotr M.*. - Tak, przeciąłem już raz ten przewód, bo stwarza zagrożenie dla nas wszystkich. Ale, na litość boską, przecież to mój dom, budowałem go własnymi rękami, a teraz nie mogę w nim zamieszkać, bo panoszy się w nim ktoś inny? Mam pięcioro dzieci, jedno niepełnosprawne, a żyję w gospodarczym. Czy to normalne? Nie chcę nikogo skrzywdzić. Chcę tylko odzyskać domu. Tymczasem państwo S. rozkładają ręce. Twierdzą, że chętnie by się wyprowadzili, ale nie mają dokąd. Winą za taki stan rzeczy obciążają przedstawicieli komisji mieszkaniowej, którzy uważają, że powinni wynająć sobie mieszkanie. - Ale za co?! Nie stać nas... - mówi Anita S. Państwo S. wysłali pismo do prezydenta RP z prośbą o interwencję. - Wierzymy, że on nam pomoże. Dorota Tomaszewska * dane bohaterów do wiadomości redakcji