Jadwiga Stefańska, była dyrektor Warsztatów Terapii Zajęciowej "Radość" w Czeszewie, twierdzi, że pod przymusem podano tam silny lek przeciwpsychotyczny chorej na schizofrenię dorosłej podopiecznej. - To osoba trudna, ale od tego są warsztaty, żeby sobie z takimi osobami radzić - mówi J. Stefańska, która dobrze pamięta tę podopieczną. Według byłej dyrektor, chora kobieta ta ma problemy z podporządkowaniem się. - Nie jadła wspólnych posiłków i sama musiała je sobie przygotowywać, zgodnie z własną koncepcją odżywiania. Nie chciała być również przywożona do ośrodka i sama dojeżdżała rowerem. Na moją interwencję dwa razy była już w zakładzie psychiatrycznym, ale odbywało się to zupełnie inaczej. Nikt jej nie aplikował leków na siłę, które wcześniej musi przepisać lekarz, nikt też nie wsadzał potem otumanionej przez leki kobiety na wózek inwalidzki i nie odwoził jej do domu, zakazując powrotu - mówi J. Stefańska. - To kompletna nieprawda - zaprzecza Urszula Remisz, obecna dyrektor WTZ "Radość". - Według naszego regulaminu nie można bez zgody rodziców danego podopiecznego podać mu jakiegokolwiek leku. Na temat jednostek chorobowych i sposobów leczenia tej podopiecznej nie będę się wypowiadać, ponieważ to tajemnica - ucina U. Remisz. - Nie było żadnego przymusu - wyjaśnia sprawę matka chorej. - Lek był podany, ale przepisał go lekarz psychiatra. Karetka zabrała potem córkę z warsztatów i ona na razie nie będzie tam wracać. Musi iść do szpitala - zdradza zatroskana matka. Skąd zatem Jadwiga Stefańska wzięła swoje rewelacje? - Od mieszkanki Czeszewa, z którą rozmawiała ta podopieczna - odpowiada. Tyle wystarczyło do oskarżeń... Autor: Damian Idzikowski