Na początku tego roku policjanci ze zdunowskiego posterunku przekazali do Sądu Rejonowego w Krotoszynie sprawę 30-letniego mieszkańca Zdun, który przyznał się do zgłoszenia dwóch fałszywych alarmów. Wypadki, których nie było Pierwszy, z 28 grudnia, dotyczył powiadomienia dyspozytora pogotowia ratunkowego o rzekomym zasłabnięciu mieszkańca Zdun. Karetka, która wyjechała na wezwanie, nie zastała nikogo. Drugi przypadek fałszywego alarmu miał miejsce 29 grudnia 2010 r. Zgłaszający podał, że na ul. Wrocławskiej w Zdunach w samochodzie osobowym zakleszczone są dwie osoby. Wysłano tam dwa pojazdy zdunowskiej Ochotniczej Straży Pożarnej i karetkę pogotowia z Krotoszyna, jednak nie było żadnego uszkodzonego pojazdu. Jak trafiono na ślad autora wyjątkowo nieodpowiedzialnych czynów? - Wszystkie zgłoszenia są w Centrum Powiadamiania Ratunkowego nagrywane, jedną z takich rozmów zabezpieczyła policja. To ona ustaliła sprawcę zdarzenia - wyjaśnił Rzeczy Mariusz Przybył, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Krotoszynie. Tożsamość mężczyzny policjanci ustalili na podstawie numeru telefonu, z którego dzwonił i nagrania udostępnionego przez CPR. Przesłuchiwany przez policję mężczyzna przyznał się do obu czynów i poddał karze. - Mężczyzna złożył oświadczenie, że wyraża zgodę na skazanie bez przeprowadzenia rozprawy. A wniosek o wydanie wyroku złożyła policja - wyjaśnia Patryk Pietrzak, prezes Sądu Rejonowego. Kara za fałszywy alarm 28 lutego sąd rejonowy wydał wyrok na podstawie artykułu 66 kodeksu wykroczeń, mówiącego tym, że kto ze złośliwości lub swawoli, chcąc wywołać niepotrzebną czynność fałszywym alarmem lub informacją, wprowadza w błąd organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1.500 zł. Mieszkańca Zdun za fałszywe zgłoszenie o wypadku drogowym ukarano grzywną w wysokości 550 zł. Nakazano mu także wpłacenie 187 zł nawiązki na rzecz Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej i 42,27 zł nawiązki dla OSP w Zdunach. Na takie straty naraził bowiem pogotowie i straż pożarną. Skazany zapłaci jeszcze SPZOZ 196 zł nawiązki za niepotrzebny wyjazd zespołu karetki pogotowia z Krotoszyna do Zdun. - Wyrok zapadnie 29 marca, ponieważ do sądu nie wpłynęło od skazanego potwierdzenie zwrotne odbioru zawiadomienia o sprawie - wyjaśnia prezes sądu. Usunięty z OSP - To żadna kara, biorąc pod uwagę, co ten człowiek zrobił - komentuje Andrzej Figlak, prezes OSP Zduny. Ciarki po plecach przechodzą na myśl o tym, że w tym samym czasie, gdy służby medyczne jechały do wyimaginowanego wypadku i zasłabnięcia, mogli być potrzebni w innym miejscu... Już 5 stycznia, a więc zanim sąd wydał wyrok, mężczyznę usunięto z szeregów OSP. Na wniosek prezesa Figlaka, który nie miał żadnych wątpliwości, że sprawcą fałszywych alarmów jest jeden z druhów, zwołano posiedzenie zarządu jednostki, na którym zdunowianina wykluczono ze straży. - To, że w ogóle ktoś taki był w jej szeregach, jest ujmą i hańbą - stwierdził A. Figlak. Ktoś podpalał lasy? Co ciekawe, zdunowscy policjanci prowadzą też postępowanie wyjaśniające w sprawie podpaleń lasów państwowych, do których doszło między majem a lipcem 2010 r. - Prowadzimy czynności sprawdzające w sprawie podpaleń na terenie gminy Zduny - poinformował Włodzimierz Szał, rzecznik Komendy Powiatowej Policji. - Na tym etapie nic więcej nie mogę powiedzieć - dodał. A zatem nie wiadomo, czy istnieje związek między sprawą fałszywych alarmów o wypadkach a pożarami lasu. Podejrzane pożary Pożar potrafi wyrządzić bardzo wiele zła, strażacy wiedzą o tym najlepiej. A jednak na terenie Wielkopolski w szeregach straży około dwóch razy w roku zdarzają się podpalacze. Największe zagrożenie pożarowe w lasach występuje od kwietnia do października. W okresie największych upałów wystarczy iskra, by doprowadzić do pożaru. Są jednak takie okoliczności wybuchu ognia w lesie, które u zawodowego strażaka budzą podejrzenia. Na przykład wtedy, gdy ogień powstaje nie na obrzeżach, lecz w środku lasu, w miejscu omijanym przez ludzi podczas spacerów. Potrzebne psychotesty? Za wywołanie zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, a za takie takowe uznać trzeba podpalenie, grozi pozbawienie wolności nawet do 10 lat - jeśli sprawca działał umyślnie. - Komenda wojewódzka w zeszłym roku nie odnotowała umyślnego podpalenia przez strażaka zawodowego. Nie mamy wiedzy o tego rodzaju zajściach u ochotników. Ochotnicze straże pożarne działają na zasadzie stowarzyszeń realizujących cele statutowe. Ochotnicy nie przechodzą psychotestów, które wśród kandydatów na strażaków zawodowych powodują znaczny odsiew - powiedział st. kpt. Sławomir Brandt, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego PSP w Poznaniu. Uważa on, że byłoby ideałem, gdyby wszyscy ochotnicy przeszli takie testy, eliminujące osoby z problemami psychologicznymi, ale na to potrzeba sporych nakładów. - Rodzi się pytanie: kto za to zapłaci? Na pewno pokusą dla podpalaczy może być gratyfikacja za wyjazdy do pożarów bądź wypadków. Są jednak takie jednostki ochotniczych straży, gdzie strażacy dobrowolnie zrzekają się tych niewielkich kwot. Pieniądze w ten sposób zarobione wspierają różnorodne formy pracy kulturalno-oświatowej - zaznaczył S. Brandt. - My wykonujemy służbę za "Bóg zapłać". Wkładamy wiele trudu i serca w ratowanie życia i zdrowia ludzkiego oraz mienia. Za udział w gaszeniu pożaru dostajemy trzy złote, jeśli trwa ono do trzech godzin, lub sześć złotych, gdy działania trwają powyżej trzech godzin. Za inne zdarzenia płacone jest dwa zł - powiedział prezes Figlak. Trud i serce Wśród strażaków znalazła się jedna czarna owca, która poprzez swe działanie rzuciła cień na innych. A ci ofiarnie wykonują zadania ratownicze, zwykle zupełnie za darmo. - Żal mi tych młodych ludzi, którzy garną się do służby w naszej jednostce. Wkładają wiele trudu i serca w swoją pracę. Są zaangażowani. Wielu oddaje pieniądze otrzymane za wyjazdy na sprzęt dla jednostki. Mamy też w swoim gronie kobiety, m.in. kilka pielęgniarek, które za darmo szkolą innych strażaków z ratownictwa medycznego - podsumował prezes Figlak. Wykluczenie z OSP człowieka, któremu zdunowianie nadali pseudonim Szkodnik, było więc posunięciem prawidłowym. Czy jednak powstrzyma go to przed innymi występkami? Radosław Korzecki Sebastian Pośpiech