Ona i jej najbliżsi, w tym mąż, poślubiony dwa miesiące przed wypadkiem, przeżywają dramat. Ale nie poddają się i walczą o powrót do sprawności. Rehabilitacja i leczenie są jednak kosztowne. Do wypadku doszło 25 września 2009 roku późnym wieczorem. Ania była pasażerką motocykla, który prowadził 27-letni Marcin z Krotoszyna. Honda jechała bardzo szybko, kierowca w pewnym momencie stracił kontrolę nad jednośladem, zjechał na lewą stronę jezdni, a następnie na pobocze. Po przejechaniu przez dwa żywopłoty motocykl uderzył w krawężnik. Od tego miejsca ścigacz wraz z kierującym i 22-letnia Anią z Ostrowa jako pasażerką toczyli się kilkadziesiąt metrów. Zatrzymali się dopiero na trawniku przy ośrodku kultury. Mężczyzna zginął na miejscu. Dziewczynę w stanie ciężkim przetransportowano do szpitala w Kaliszu. Stało się to dopiero nad ranem, ok. 6.30, bo dopiero wtedy ktoś zauważył roztrzaskany motocykl i wezwał pomoc. Poważne obrażenia Obrażenia młodej kobiety były bardzo poważne. Doznała urazu czaszkowo-mózgowego ze stłuczeniem i obrzękiem mózgu. Miała liczne złamania. Do tego doszedł niedowład prawej strony ciała. Długo walczyła o życie. Ponad trzy tygodnie lekarze ze szpitala zespolonego w Kaliszu utrzymywali ją w śpiączce farmakologicznej. Dopiero przy trzeciej próbie udało się ją wybudzić. Z intensywnej opieki medycznej przeniesiono ją na oddział nefrologiczny z powodu kamicy nerkowej. Następnie trafiła do ostrowskiego szpitala, skąd po dwóch tygodniach wróciła do Kalisza na oddział rehabilitacji neurologicznej. Na przełomie lutego i marca trafiła do Koźmina, gdzie utworzono w tym roku oddział rehabilitacyjny z pododdziałem rehabilitacji neurologicznej. Prowadzone tam ćwiczenia zaczęły przynosić widoczne efekty. Tuż po przewiezieniu z Kalisza - jak mówią jej bliscy - miała przykurczone obie ręce. Obecnie odzyskała władzę w lewej ręce i lewej nodze, ale prawą stronę ciała nadal ma sparaliżowaną. - Przez to, że złamana w wypadku miednica nie weszła po operacji chirurgicznej na swoje prawidłowe miejsce - mówi Emil Tereba, mąż Ani. Dodatkowym problem jest zmiażdżona łopatka, która nie zrosła się do końca. - Pani kierownik oddziału, Iwona Polak mówi, że przez tak poważne uszkodzenie łopatki może mieć trudności z wykonywaniem swobodnych ruchów ręką we wszystkich kierunkach - opowiada mąż. Waży 37 kg Rodzina zbiera pieniądze na zakup jadu kiełbasianego. Potrzeba 5 tysięcy złotych na serię zastrzyków tego specyfiku, który zaaplikowany do wszystkich kończyn ma spowodować, że staną się one bardziej elastyczne. A więc młoda kobieta miałaby szansę szybciej wzmocnić stawy i zanikające mięśnie kończyn. W tej chwili Ania waży tylko 37 kg. Długo była żywiona tylko przez sondę. Niedawno jednak zaczęła jeść. - Pije przez słomkę, je jogurty i chleb bez skórki. Samodzielnie połyka to jedzenie, a pani doktor mówi, że robi postępy - wyjaśnia Emil Tereba. Systematyczne ćwiczenia, masaże, dają efekt. Na wózku można Anię zabrać na zewnątrz. Młoda kobieta jest już świadoma, kontaktuje, poznaje najbliższych, odpowiada na pytania. - Najczęściej jednym lub dwoma słowami - opowiadają członkowie rodziny. Niestety, ma problemy z pamięcią. - Zapomina o tym, kto ją odwiedził godzinę wcześniej - mówi mąż i teściowa. Lepiej jest ze wspomnieniami z dzieciństwa i czasów szkolnych. Ma lukę, jeśli chodzi o dorosłe życie. Nie pamięta początków znajomości z mężem, nie przypomina sobie ślubu. - Dużo pomagam Ance, żeby te wspomnienia wróciły. Pokazuję jej nasze wspólne zdjęcia. To powinno dać efekt - z przekonaniem mówi Emil. Ostatnio przywiózł album ze 130 zdjęciami. - Pokazywałem jej i pytałem. Niektóre osoby kojarzyła, innych nie poznawała... Trzeba walczyć Dla Ani i Emila to, co zgotował im los, było wielkim ciosem. Mieszkali razem półtora roku w Krotoszynie. Mieli życiowe plany, pragnęli dziecka. Wszystko runęło przez jedno tragiczne zdarzenie. Przed wypadkiem Anka była wesoła, radosna, uczynna. Pełna pasji, towarzyska, z dużym kręgiem przyjaciół i znajomych. Kochała zwierzęta. Marzyła o otwarciu własnej działalności gospodarczej. - Chciała organizować imprezy dla innych, zajmując się m.in. dekorowanie wnętrz i wystrojem sali - opowiada Emil. Jej bliscy są jednak pełni wiary, że będzie lepiej. - Z początku było mi dużo trudniej. Teraz pogodziłem się i wiem, że trzeba walczyć. Zrobię wszystko dla Anki, żeby odzyskała jak najlepszą sprawność - wyznaje Emil. Mąż, teściowa i szwagier powtarzają za lekarzami, że każdy pacjent jest inny, a skuteczna rehabilitacja wymaga czasu. - Są przypadki, że po bardzo ciężkich urazach ludzie wracają do prawie pełnej sprawności po półtora roku, a inni potrzebują kilku lat - mówi Emil. Wszyscy są bardzo zaangażowani. W Koźminie codziennie ktoś Ankę odwiedza. W dni powszednie pojawia się mama lub teściowa oraz rodzeństwo Emila. Emil może przebywać z żoną tylko w soboty i niedziele, ponieważ pracuje w delegacji. Jak mówi, krok po kroku w Ani zachodzą pozytywne zmiany. - Jak przychodzę, to na jej twarzy pojawia się pełen uśmiech. Prośba o pomoc Leczenie i rehabilitacja kosztują. Ania na razie przebywa w szpitalu, ale kiedyś będzie mogła wrócić do domu, a wówczas jeszcze nie będzie sprawna. Mieszkanie trzeba będzie przystosować - szczególnie potrzebny będzie remont łazienki. Ania musi mieć specjalne łóżko, które kosztuje kilka tysięcy złotych, do tego materac antyodleżynowy, wózek, krzesło toaletowe i prysznicowe oraz podnośnik i pionizator oraz inne. Nawet jeśli sprzęt medyczny nie będzie nowy, to wydatek przekroczy 12 - 15 tys. zł. Prawdopodobnie niezbędne stanie się zatrudnienie fachowej pomocy rehabilitacyjnej. Jak mówią mi w domu Terebów, pomoc rehabilitacyjna na okres trzech miesięcy może kosztować do 20 tys. zł. - Jestem przekonany, że z Anią dałbym sobie radę, ale moja mama, u której mieszkamy, nie będzie w stanie jej przenieść na rękach - tak Emil tłumaczy konieczność pozyskania rehabilitantów. Dlatego Terebowie apelują o pomoc rzeczową i finansową. Każdy, kto chciałby wesprzeć młode małżeństwo, proszony jest o kontakt telefoniczny z mężem (501 513 489). Sebastian Pośpiech