Urodził się w Niemczech, ale z Niemcami przegrał batalię o własne nazwisko. Klaudiusz Balcerzak wygrał walkę z nowotworem, teraz poskramia stary dworzec kolejowy w Sławie. Oczywiście dociera już stamtąd zapach wędlin. Dziczyzna - to jego nowe wyzwanie. Żył z renty Jeszcze w 2002 r. Klaudiusz Balcerzak zatrudniał 2 tys. osób w stworzonym przez siebie Zakładzie Przetwórstwa Mięsa i Drobiu "Balcerzak i spółka" we Wróblewie koło Sławy. Dziś zarządza małą firmą z 8 pracownikami. Nie było mu łatwo oswoić się ze zmianą proporcji. Jak do niej doszło? Gdy urząd skarbowy zablokował na firmowym koncie 2 mln zł, niemal z dnia na dzień musiał sprzedać firmę Niemcom za 11 mln zł. Podpisał też cyrograf, w którym zobowiązał się do 10-letniego zakazu konkurencji. Spłacił długi, zainwestował w branżę hotelarską i gastronomiczną. Syn w Sławie uruchomił firmę "Eko-Mięs" Balcerzak Junior, produkował słynną grupę wędlin z Zagrody. Niemcy udowodnili ojcu, że złamał zakaz konkurencji. Klaudiusz Balcerzak musiał im zapłacić 400 tys. zł odszkodowania. Znów sprzedał nieruchomości, żył z renty, regulował długi. - Mam 65 lat. Wszystko straciłem z nie swojej winy i poniosłem ogromną klęskę - nie kryje Klaudiusz Balcerzak. - Teraz mam szansę, by zostawić coś dzieciom i wnukom. Odrobię straty, biznes jest moim życiem. Czekam tylko na koniec zakazu konkurencji. Kończy się 6 grudnia 2010 roku. Wtedy pokażę, co jeszcze potrafię. Ratuje stuletni dworzec Restauracja Stary Dworzec w Sławie - to najnowszy biznes dawnego potentata mięsnego. Wydzierżawił wiekowy budynek od kolei, zainwestował 800 tys. zł w remont, wstawił wyposażenie gastronomiczne i linię technologiczną. Ratuje architektoniczną i historyczną perełkę, dał 8 ludziom miejsca pracy, utworzył restaurację, zakład garmażeryjny, wędzarnię i uruchomił produkcję tradycyjnych wędlin z dziczyzny. Od wakacji 2009 r., po dziewięcioletniej przerwie, obiekt znów żyje, ściąga turystów oraz smakoszy dobrej kuchni. W restauracji można zorganizować wesele czy konferencję, zjeść na obiad sandacza na parze albo żebro Klaudiusza. W firmowym sklepie sprzedawane są kotlety mielone, kiełbasy śląskie, pasztety, kabanosy - wszystko z dzika. Na ten gatunek mięsa Balcerzaka nie obowiązuje bowiem zakaz konkurencji. Twórca lubuskiego zagłębia mięsnego chce kupić sławski dworzec, trwają negocjacje z koleją. Pomógł urząd pracy W 2006 r. zamienił biznes na politykę - z listy PO wszedł do sejmiku województwa lubuskiego, dostał 6,5 tys. głosów. Dwa lata później zainteresował się dworcem w Sławie. Aby dopiąć celu, sięgał po wszystkie środki. Sam zanosił do wschowskiego urzędu pracy wnioski o dotacje na utworzenie nowych miejsc pracy. - Na utworzenie miejsc pracy dla trojga bezrobotnych przekazaliśmy panu Balcerzakowi 51 tys. zł dotacji. Pośredniczyliśmy także w zatrudnianiu bezrobotnych i stażystów - potwierdza Grzegorz Kaczmarek, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy we Wschowie. Dziś K. Balcerzak mówi, że chce poprzestać na 8 etatach. Parę lat temu jego firma we Wróblewie przerabiała miesięcznie 1,5 tys. ton mięsa. On teraz na dworcu chce dojść do 4 ton produktów miesięcznie. - Obracałem milionami, teraz w grę wchodzą mniejsze kwoty. To było trudne do pogodzenia. Ale dziś chcę poprzestać na tym poziomie, nie będę rozwijał firmy do skali makro - twierdzi biznesmen. Wola życia Przyznaje, że najgorsze w życiu były dla niego lata 2003-2009, gdy walczył w sądzie z Niemcami, a w szpitalu zmagał się z nowotworem trzustki. Wyszedł z choroby, choć lekarze nie dawali szans. Ale Hindus rehabilitant mówił mu: "wszystko zależy od pana, proszę dużo chodzić". Chodził więc z cewnikami, kroplówką i kablami w rękach, nocami wydeptywał szpitalne korytarze. Choć lekarze nie pozwalali, sam zwiększał prędkość chemii kapiącej do żył. Minęło sześć lat i nie ma przerzutów. Siedzimy w jego dworcowym gabinecie. Na komodzie przy ścianie lśnią puchary i odznaczenia, które dostał przez kilkadziesiąt lat pracy. Balcerzak podkreśla, że stworzył zagłębie mięsne w Sławie i że nikt w Polsce nie osiągnął takich wyników w tej branży. Działa w niej od 14. roku życia, a jego pierwszym i najważniejszym nauczycielem był ojciec. Dlatego zdjęcie taty wisi w gabinecie nad biurkiem. - Jedna nerka, jedno oko, komu by się chciało? - mówi z zapałem Balcerzak. - Oko straciłem kiedyś w wypadku, nerkę niedawno mi wycięli. Ale mam wiedzę, doświadczenie i potrzebę pracy. Więc i sił wystarczy. MARTA KRZYŻANOWSKA-SOŁTYSIAK