Do wypadku doszło w ubiegłym tygodniu na stawie przy ulicy Hezjoda w poznańskiej dzielnicy Strzeszyn Grecki. Pod jednym z dwóch przebywających na stawie gimnazjalistów załamał się lód. Na ratunek ruszył drugi z chłopców, Łukasz. Pomógł on wydostać się koledze z wody, ale sam do niej wpadł. Pod lodem spędził 25 minut. Kiedy trafił do szpitala był w stanie krytycznym. Temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 20 stopni, w płucach miał ogromne ilości wody. - Łukasz przyjechał w stanie bardzo ciężkim, był głęboko nieprzytomny, bardzo mocno wyziębiony. Temperatura ciała wynosiła 20 stopni. Był zaintubowany, wentylowany respiratorem, w płucach miał ogromne ilości wody - powiedziała TVN24 anestezjolog, Anna Olejniczak, która ratowała chłopca. Dostał drugie życie Reanimacja wychłodzonego gimnazjalisty trwała 40 minut. Zgodnie z opinią lekarzy, przed uszkodzeniami wewnętrznymi uchroniła go lodowata woda - wyziębiony organizm wszedł w stan hibernacji. Dzięki niskiej temperaturze mózg chłopaka nie uległ uszkodzeniu. Po pięciu dniach Łukasz wybudził się ze śpiączki. Jak mówi jego mama, Anna Kosiarska "dostał drugie życie". Strażacy apelują o ostrożność Jak zaznacza rzecznik komendanta głównego PSP Paweł Frątczak kilkudniowy, nawet kilkunastostopniowy mróz nie gwarantuje, że lód jest na tyle gruby by nas utrzymać. Nigdy nie powinno się wchodzić na zamarznięte rzeki, bo zawsze istnieje ryzyko, że lód się pod nami załamie. Jak dodał, szczególną ostrożność powinni zachować właściciele psów i nie wbiegać za swoimi pupilami na zamarznięte zbiorniki wodne. - Nie wchodźmy też na nie w sytuacjach gdy chcemy uratować, czy nakarmić ptaki - apeluje Frątczak. - Szczególnie uważajmy na dzieci, w wielu rejonach kraju trwają jeszcze ferie. Nie zostawiajmy dzieci bez opieki, zwracajmy im uwagę na zagrożenia wynikające z wchodzenia na zamarznięta akweny - przestrzegł.