Cierpienie, szukanie pomocy, odmowa, łzy i wreszcie wielka szansa na życie dla synka: operacja w Monachium za 16,5 tys. euro. Desperacki wyścig z czasem trwa każdego dnia, pomagają w nim życzliwi mieszkańcy Wągrowca. Dzięki ofiarności ludzi dobrej woli, rodzina Spychałów zebrała blisko połowę potrzebnej kwoty. Mój ciężki krzyż W kwietniu pani Magdalena otrzymała wyczekiwany od dawna list: Maciek może być operowany! Po euforii na rodzinę szybko spadł ciężar rzeczywistości - na operację potrzeba ok. 50 - 60 tys. zł, w zależności od wahań kursu. Pierwsze kalkulacje: oszczędności, może ktoś pożyczy, kredyt z banku? Nikt nie pożycza bezrobotnemu małżeństwu z szóstką dzieci, bezsilna złość mieszała się z niewyobrażalnym żalem do całego świata. - Mówią, że kogo Bóg kocha temu daje krzyż. Ponoć krzyże dostają ci, którzy mają siłę nieść je przez życie. Mój jest ciężki, bardzo ciężki? - mówi cicho Magdalena, mama chorego chłopca. Dziś jest dobry dzień, Maciek jest żywy, uśmiechnięty i bawi się z bratem. Malec ściąga gniewnie brwi, gdy rodzice zabraniają mu biegać. Nie rozumie dlaczego jego brat Kamil może dokazywać, a on musi grzecznie siedzieć. - Twoje serduszko jest jeszcze za małe, ale już niedługo kochanie - matka całuje go w czoło. Dla niej każdy następny dzień to za długo, każda godzina męczy, krzyż uwiera coraz bardziej, plecy niebezpiecznie się pochylają. Prostuje się, wie że to dopiero początek jej kalwarii? Każda złotówka jest cenna Odkąd rozpoczęła szaleńczy wyścig z czasem prawie nie śpi. W dzień zajmuje się najmłodszymi dziećmi, nocą śledzi stronę internetową fundacji i sprawdza prowadzone przez nią konto dla Maćka. Pozwolenie na zbiórkę pieniędzy kończy się za półtora tygodnia i trzeba już pomyśleć o kolejnych akcjach. Kończą się plenerowe imprezy, dlatego najnowszym pomysłem matki Maćka są koszulki. Wielki karton wypełniony po brzegi bawełną ma przynieść kolejne złotówki i przybliżyć dzień operacji. Matkę i Maćka zna już chyba cały Wągrowiec. Była zawsze, gdy w mieście coś się działo. Razem z przyjaciółmi uczestniczyli w eurogotowaniu, turnieju piłki nożnej, kwestowali na dyskotece, koncertach i zorganizowali loterię. Przez cztery miesiące zebrali ponad 9 tys. złotych, ale to wciąż za mało. - Toczymy walkę z czasem i strachem, czy zdążymy, a z drugiej strony, czy operacja się uda i czy serce Maciusia będzie na tyle silne i wytrzyma? - głos kobiety zaczyna się łamać. W takich chwilach podnieść pozwalają się przyjaciele, których poznała właśnie dzięki walce o życie Maciusia. Są wśród nich ludzie z całej Polski, a także matki z Wągrowca, których dzieci również dotknęło nieszczęście. Przekazują sobie wiarę i siłę do walki. Zawsze czujne nie pozwolą żadnej upaść. Nie odbieraj nadziei Mamę Maćka rzadko można spotkać uśmiechniętą, jej rysy łagodnieją gdy patrzy na synka. Gdy stoi na stoisku z loterią stara się być pogodna, ale nie zawsze się to udaje. - Ludzie wrzucają pieniądze, w tle słychać wesołą muzykę, a mi się chce krzyknąć: "dlaczego to właśnie mnie spotkało!". Ciężko jest wyjść i powiedzieć wszystkim, że ma się chore dziecko i prosić o pieniądze na jego ratunek - opowiada M. Spychała. Minęło dwa lata od kiedy dowiedziała się o chorobie synka, ale wciąż nie może się z nią pogodzić. Najtrudniej matce zrozumieć, dlaczego to właśnie Maciek od dnia narodzin musiał zacząć walkę na śmierć i życie. Już nie stara się tego pojąć, teraz pragnie tylko wsparcia i dobrego słowa gdy opuszczają siły. - Walczę o życie dla mojego dziecka i proszę mnie za to nie ganić. Wyszłam do ludzi z nadzieją i tak bardzo nie chcę by ktoś mi ją zabierał - ścisza głos. Akcja zbierania pieniędzy na zagraniczną operację będzie trwała tak długo, póki rodzice nie zbiorą całej niezbędnej kwoty. BARBARA WICHER