Wieloletnia działalność właściciela trzyipółhektarowych szklarni została w tym roku doceniona, bo władze wojewódzkie przyznały mu statuetkę ,"Siewcy'' w corocznym konkursie na wielkopolskiego rolnika roku. Zamiłowanie do uprawy pomidorów u Jacka Mikulskiego z Jutrosina pojawiło się wraz z poznaniem przyszłej żony Elżbiety, w latach 80. Jej rodzice prowadzili gospodarstwo w oddalonym o kilka kilometrów Nowym Sielcu i uprawiali to popularne warzywo dla przetwórni w Pudliszkach. Choć sam Mikulski wyuczył się na mechanika samochodowego, to wraz z żoną zajął się uprawą pomidorów. Badylarstwo - jak ogrodnictwo nazywano w PRL-u - rozpoczął od kilkuset metrów kwadratowych pod foliowymi namiotami, w dodatku na dzierżawionej ziemi. Areał upraw przez lata systematycznie się zwiększał. 11 lat temu powstała pierwsza szklarnia, a każda kolejna była kilka razy większa od poprzedniej. Obecnie pod szkłem znajduje się już trzy i pół hektara, co daje jutrosińskiemu ogrodnikowi czołową pozycję w regionie leszczyńskim. W planach jest budowa kolejnych dwóch hektarów. Nos i komputer Dziś uprawa Mikulskich to nowoczesna fabryka pomidorów. Sezon zaczyna się jesienią od posprzątania po poprzednim zbiorze. Szklarnie są trzykrotnie dezynfekowane zanim zostaną w niej umieszczone holenderskie odmiany popularnej w Polsce rośliny. W Jutrosinie preferowana jest uprawa wisząca, tzn. pomidory rosną w specjalnych rynnach pół metra nad ziemią. Taka metoda nie tylko ułatwia zbiór, bo nie trzeba się zbyt nisko schylać, ale także poprawia wentylację roślin. Jutrosińska wielkotowarowa uprawa pomidorów jest w pełni zautomatyzowana - klimatem w szklarniach zarządza komputer. Wykorzystując dane meteorologiczne reguluje czas wietrzenia, nawadniania i nawożenia, a także czas otwarcia tzw. kurtyn energetycznych. Dzięki nim można zaoszczędzić sporo ciepła w szklarni, choć i tak sezonowo Mikulscy zużywają co najmniej tysiąc ton opału. Z własnych ujęć do każdego krzaka w Jutrosinie dziennie płynie także 1-2,5 litra wody wraz z pożywką. - Pogoda w uprawie pomidorów jest niezwykle ważna - twierdzi Jacek Mikulski. - Ulewa, grad, czy gwałtowny wiatr mogą wywołać ogromne straty w konstrukcji szklarni. Oczywiście jest dach, ale nawet w bezwietrzny dzień może nagle dojść do katastrofy, np. wyrwania kilkudziesięciu otwartych wywietrzników, czy uszkodzenia całej ściany okien. Dlatego nie można wyłącznie ufać danym meteorologicznym, ale trzeba reagować z odpowiednim wyprzedzeniem i opierać się też na wieloletnim doświadczeniu oraz dobrym nosie. Dotyk pod ochroną Od ubiegłego roku w jutrosińskich szklarniach stosowany jest nowy sposób sortowania pomidorów. Są dotykane tylko raz - wyłącznie przy zrywaniu. Dzięki zakupowi specjalnych wózków z wagą, nie trzeba już, jak wcześniej, prowadzić niezwykle kosztownego sortowania pomidorów, wszystko naraz odbywa się już w zagonach, skąd wyjeżdżają już zważone i zapakowane w kartony. Ograniczenie dotykania pomidorów jest niezwykle korzystne i dla owocu, bo poprawia jego wygląd, jak i dla krzaka, bo dzięki temu spada zagrożenie zakażenia rośliny bakteriami. - Oszczędzamy sporo na nakładach pracy i kosztach, bo przeniesienie bakterii na roślinę może oznaczać utratę setek sztuk. Każda inwestycja w nowe technologie jest niezwykle korzystna, więc i ja liczę na jej pozytywne skutki. Doświadczenie ostatnich lat pokazuje jednak, że ze względu na systematycznie rosnące koszty energii i środków produkcji, spada opłacalność produkcji wielkotowarowej - mówi pan Jacek. Żywią Śląsk Ogrodnictwo państwa Mikulskich z pewnością zasługuje na miano wielkotowarowego. Roczna produkcja to ponad 1,5 tys. ton pomidorów. Mikulski chce w tym sezonie poprawić swój dotychczasowy rekord i uzyskać 55 kg z metra kwadratowego uprawy. Rozpoczęty w kwietniu sezon trwa do połowy listopada. Potem w Polsce obecne są wyłącznie importowane pomidory, głównie z Holandii, Włoch i Hiszpanii. Jutrosińskie pomidory są w regionie leszczyńskim prawie niedostępne. Można je kupić tylko w jednym sklepie w Jutrosinie. Reszta wyjeżdża raz-dwa razy w tygodniu na hurtową giełdę rolną w Katowicach. Pomidory sprzedawane są w paletach przede wszystkim sieciom supermarketów. Mikulski zrezygnował z eksportu, bo ceny w kraju po spadku kursu euro są obecnie niemal identyczne z unijnymi. - Rynek śląski jest większy i bogatszy od wielkopolskiego, więc można tam uzyskać znacznie korzystniejsze ceny. Dostarczamy tam towar wysokiej jakości, w całości konfekcjonowany, od pomidorów koktajlowych po wielkoowocowe, dwustugramowe. Dzięki temu w pierwszym okresie produkcji uzyskujemy wyższe ceny od średniej krajowej, a w sezonie nasz towar jest w całości odbierany przez kontrahentów, mimo ogromnego nasycenia rynku - tłumaczy Jacek Mikulski. Rafal Makowski