Jeśli zapytać poznaniaka, z czym kojarzy mu się Konferencja Klimatyczna, możemy otrzymać dość zaskakującą odpowiedź. Już w samym Urzędzie Miasta za główny zysk - nie bez racji - uważa się niezwykłą wręcz promocję miasta. - Liczby mówią same za siebie. Zleciliśmy monitoring mediów w kraju i Europie. - Już po pierwszym tygodniu było blisko 1000 publikacji o Poznaniu i szczycie klimatycznym - opowiada Maciej Milewicz z biura prasowego Urzędu Miasta. Powodów do narzekań nie mają poznańscy hotelarze. Rzadko zdarza się pełne obłożenie poza sezonem. - Na wyjazd do Poznania zdecydowałem się w ostatniej chwili. Chciałem znaleźć jakiś wolny hotel. Niech pan zgadnie, jakie podano mi ceny. 800 euro, 400 euro i najtańszy 300 euro za dobę. Szok - opowiada przedstawiciel Microsoftu. Kompletne pustki Po drugiej stronie barykady są poznańscy restauratorzy i taksówkarze. Oni na szczycie kokosów nie zrobili. - Mówiło się, że zyski będą gigantyczne. Nic z tego - przyznaje właściciel jednego z klubów w pobliżu Targów Poznańskich. - U siebie gości konferencji nie zauważyłem, choć od miejsca, gdzie odbywa się konferencja, dzieli nas kilkaset metrów. Na szczęście mam stałą klientelę, tak że jest po prostu normalnie - przyznaje. Najgorzej na konferencji wyszły lokale w okolicach Starego Rynku. - Wypędzono z miasta studentów, a to był motor napędowy większości lokali - opowiada Wojciech Jałocha, przedstawiciel hurtowni gastronomicznej, zaopatrującej lokale m.in. na poznańskiej starówce. - Wszyscy właściciele narzekają. Mieli pojawić się goście z zagranicy. Tymczasem nie ma nikogo. Pustki - tłumaczy Jałocha. - Po zakończonych debatach uczestnicy szczytu zwykle jeździli prosto do hoteli. W jednym rzędzie z właścicielami lokali stoją taksówkarze. - Ruch mniejszy niż zwykle. Jest słabo, ale bez tragedii. Pozostaje liczyć, że druga połowa miesiąca będzie lepsza - tłumaczą. Goście konferencji natomiast sami przyznają, że wolą podróżować komunikacją miejską. - Macie takie fajne tramwaje. Jedne nowoczesne, inne trochę starsze, ale też ładne - śmieje się Robert Dahlke z USA. Zbiorowa hipnoza - Wszyscy ulegli zbiorowej hipnozie. Nie wiem, na jakiej podstawie sądzono, że goście konferencji rozleją się po poznańskich klubach i będzie jakaś gigantyczna balanga - zastanawia się Maciej Milewicz. - Przecież wszyscy przyjechali tu do pracy. Ciężkiej pracy. Nikt nie może wymagać, abyśmy ich wyciągali za uszy na miasto - tłumaczy. Już dzisiaj jednak wiadomo, że także pod względem turystycznym wiele zyskamy. Darmowa promocja musi zrobić swoje. - O Poznaniu piszą wszystkie - bez wyjątku - największe europejskie gazety. Bardzo dużo mówi się o nas na świecie. To zysk nie do przecenienia - zachwyca się Milewicz. - No ale oczywiście najważniejsze jest, aby posunąć się w negocjacjach o zmniejszeniu emisji CO2, to znaczy dwutlenku węgla do atmosfery - dodaje. Warto coś robić Na koniec coś, o co w konferencji chodzi naprawdę. Miał rację urzędnik - w Poznaniu starano się osiągnąć porozumienie co do wielkości przyszłych zobowiązań redukcyjnych w emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Jak sami możemy się przyczynić do ratowania planety? Oto przykład: W Polsce przez niewyłączanie z prądu urządzeń stand-by (np. telewizory, radia, mikrofalówki) marnujemy tyle energii, ile produkuje cała elektrownia w Ostrołęce. Jedna elektrownia jest tylko po to, żeby zasilać urządzenia w stanie czuwania! Niewielki wysiłek pomnożony przez 6 miliardów ludzi daje efekt oszczędności na gigantyczną skalę. Wspominając poznańską konferencję, warto więc wyłączyć telewizor. Rafał Wąsowicz rafal.wasowicz@echomiasta.pl