Mieszkam w niewielkim, polskim miasteczku, niedaleko Poznania. Na wszystkich osiedlach pojawiły się kamery, które mają zapewnić obniżenie procentu przestępczości w mieście. Niby ok. Ale! Kamery posiadają kilkunastokrotny zoom, dzięki któremu z odległości kilkudziesięciu metrów można odczytać etykietę spożywanego napoju, czy markę odzieży lub butów. A co jeżeli owa kamera znajduje się na wysokości drugiego lub trzeciego piętra? Jaki to problem nakierować kamerę na wybrane okna i oglądać panią uprawiającą jogę, albo parkę figlującą rankiem w łóżku? Kilka osób złożyło prośby o zmianę miejsca lokalizacji kamerek. Uzasadniały swoją prośbę właśnie takimi argumentami. Dlaczego władze miasta nie mogą zamontować monitoringu w miejscach naprawdę tego potrzebujących? Bo nie rozumiem idei zamontowania kamer na osiedlach, gdzie nic się nie dzieje, a z kolei w miejscach spotkań i popijaw polskiej "młodzieży" nie widać ani jednej. Przykład: przy moim bloku znajduje się betonowy kwadrat, ulubione miejsce spotkań towarzystwa lubiącego alkohole. Nie powiem, sam czasami tam usiądę. Ale jeżeli impreza przedłuża się do godziny 2, 3 nad ranem, a zgromadzona banda funduje lokatorom darmowy kurs przeklinania i technik zbijania butelek na asfalcie, to jest to już przesada. A kamera? Owszem, jest. Po drugiej stronie osiedla, zasłonięta drzewami! Jaki w tym sens? Następny przykład: Spokojna okolica zamieszkana w 90% przez starszych ludzi, którzy wychodzą w ciepłe dni usiąść na ławeczce, wygrzać stare kości. I co? 4 kamery skierowane na tę okolicę. Czyżby władze miasta bały się, że to towarzystwo zrobi niekontrolowaną imprezę połączoną z libacją i zażywaniem narkotyków? Ludzie! Obudźcie się! Kamery owszem! Ale w miejscach tego potrzebujących! Artykuł może krótki, ale wydaje mi się, że treściwy. Mam cichą nadzieję, że przeczyta go ktoś z rady mojego miasta i coś z tym zrobi. A więc ludzie, uważajcie na swoje okna! Możecie być pod obserwacją, nawet o tym nie wiedząc. Oko wielkiego brata może być wszędzie! Autor: Mati 1983