Wbrew pozorom takie historie zdarzają się nie tylko w filmach. Dzieci naprawdę rodzą się w samochodach, autobusach i samolotach. W ubiegłym tygodniu mogli się o tym przekonać Beata i Jan Biegańscy. Ich córeczka Ania jest jedną z tych, która urodziła się w nietypowym miejscu. Rodzice nie zdążyli dojechać do szpitala w Lesznie. Rolnik został położnikiem Jan Biegański z medycyną nie ma nic wspólnego. Jest rolnikiem, uprawia 25-hektarowe gospodarstwo, ale podczas porodu żony zachował się jak profesjonalista. Nawet na moment nie stracił zimnej krwi i przyjął na świat swoje maleństwo. - Pomogło mi doświadczenie z narodzin mojego pierworodnego syna, bo mieliśmy wówczas poród rodzinny. To było raptem 6 lat temu - przyznaje dumny tata. - Dzięki temu wiedziałem, co i w jakiej kolejności powinienem robić. Gdy zatrzymałem auto, główka była już prawie na zewnątrz. Niewiele musiałem się napracować. Delikatnie nacisnąłem brzuch i wystawiłem ręce, a nasza Anusia sama w nie wskoczyła. Potem jeszcze położył małą na brzuchu żony, okrył ręcznikami i włączył w aucie ogrzewanie. Stwierdził, że wzywanie karetki nie ma sensu, bo sam szybciej dotrze do szpitala. Nacisnął więc pedał gazu i po chwili byli już na miejscu. Wjechał prosto na oddział ratunkowy, tam gdzie zatrzymują się ambulanse. Pani w rejestracji z niedowierzaniem przyjmowała jego zgłoszenie, a zaraz potem w samochodzie pojawił się personel medyczny. - Pępowiny nie odcinałem, bo nie miałam nawet czym. Nikt przecież nie wozi w samochodzie sterylnych nożyczek na wypadek porodu - z rozbrajającą szczerością wyznaje Jan Biegański. - Być może trudno w to uwierzyć, ale w decydującym momencie nie denerwowałam się. Byłam jakoś dziwnie spokojna, że wszystko będzie w porządku - przekonuje zadowolona mama. Na przednim siedzeniu - Kierowca karetki, z którym rozmawiałem krótko po przyjeździe do szpitala, śmiał się, że w rubryce miejsce urodzenia naszej maleńkiej powinni wpisać - ford galaxy - mówi Jan Biegański. Nic dziwnego, bo Ania przyszła na świat na przednim siedzeniu samochodu. Co prawda z tyłu rodzącej mamie pewnie byłoby wygodniej, ale akcja porodowa rozwijała się w błyskawicznym tempie i o żadnej przesiadce nie było mowy. - Już wcześniej prosiłam męża, aby zatrzymał samochód, ale pobocze było za wąskie, a droga zbyt ruchliwa. W końcu będąc już na ulicy Święciechowskiej, ale jeszcze przed zabudowaniami, znaleźliśmy odpowiednie miejsce - dodaje mama. Biegańscy przyznają, że zbyt późno wyjechali z domu. Rano pani Beata czuła skurcze, ale ponieważ do wyznaczonej przez lekarza daty porodu były jeszcze trzy tygodnie, nie przejęła się nimi zbytnio. Zapewniała nawet męża, że spokojnie może on pojechać na pole. Jednak po jego powrocie wiedziała już, że nie mają na co czekać. Ania jest piątym dzieckiem państwa Biegańskich. Pani Beata wyznaje, że podczas poprzednich porodów, gdy na świat przychodzili Grzesiu, Mikołaj, Szymon oraz Zuzia, też wszystko przebiegało gładko i szybko, choć może nie aż tak szybko. - Moja sława jako położnika póki co nie wyszła poza rodzinę. Brat też ma piątkę dzieci, ale jego żona stwierdziła, że w podobnej sytuacji na pewno nie poradziłby sobie. Dziękowała Bogu, że jej to nie spotkało. Miłe takie gratulacje od szwagierki - śmieje się młody tata. - Nie wiem, czy mój mąż jest aż taki wyjątkowy, ale z pewnością bardzo dobry - wyznaje Beata Biegańska. W samochodzie i karetce Ania jest maleńka, bo w dniu urodzenia ważyła tylko 2200 gramów, ale zdrowa. Już po kilkugodzinnej obserwacji trafiła do pokoju mamy. Co prawda w szpitalu musiała pozostać kilka dni dłużej, na szczęście tylko z powodu podwyższonego poziomu bilirubiny. - Dziewczynka jest w dobrym stanie. Jestem pełen uznania dla taty, który świetnie poradził sobie w tej trudnej i stresującej sytuacji - przyznaje Karol Grześkowiak, ordynator oddziału neonatologicznego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lesznie. Córka państwa Biegańskich nie jest jedynym dzieckiem z regionu leszczyńskiego, które przyszło na świat w nietypowym miejscu. Jakiś czas temu inny mężczyzna gnał leszczyńskimi ulicami z rodzącą żoną. Do szpitala zdążyli dojechać, ale już na salę porodową nie. Położna i lekarz zeszli pod drzwi oddziału ratunkowego. Dziecko urodziło się na tylnym siedzeniu poloneza. Zdarzyły się też porody w karetkach i choć jest w nich wykwalifikowany personel medyczny, to jednak nie to samo, co położnik. Dla wielu ratowników, a nawet lekarzy, poród w karetce jest czymś niezwykłym. Dla wielu dzieci poród w nietypowym miejscu ma też swoje dobre strony. Linie lotnicze, kolej czy przewoźnik autobusowy często ofiarują maluchowi stałe, darmowe bilety. Niestety, Ania Biegańska na taką niespodziankę nie może liczyć, bo przyszła na świat w prywatnym samochodzie swoich rodziców. Anna Machowska