Włodzimierz Czemplik, 52-letni krotoszynianin, żyje samotnie w budynku jednorodzinnym, który kiedyś postawili jego rodzice. Gdy zbliżam się do jego domu, stoi w oknie i wypatruje mnie. Jest lekko podenerwowany, ale w jego oczach widzę jakąś radość. Nieczęsto miewa odwiedziny, jeśli już, to raczej on stara się pójść do kogoś. Jedynak i sierota Zaprasza mnie do środka, otwierając stare drewniane drzwi. Odnoszę wrażenie, że w tych wnętrzach czas zatrzymał się w latach 70. ubiegłego wieku. Potem - zachęcany przeze mnie - udziela odpowiedzi. W 1974 roku zmarła jego mama. - Tata żył pięć lat dłużej, ale w którym to było roku, nie wiem. Nie wiem, ile lat minęło - mówi. Nie potrafi dokładnie tego przeliczyć. Ma z tym wyraźny problem. Pytam, czy uczęszczał do szkoły. - Chodziłem do specjalnej, na Ostrowską. Nie ukończyłem, jak byłem mały, chorowałem. Nie umie odpowiedzieć na co. Miał też problemy z wymową. - Czy ma Pan jakieś marzenia? - pytam. - Żeby w gazecie było zdjęcie. Ze starych papierów wyciąga wycinek naszej gazety. To życzenia na 50. urodziny z jego fotografią, na której jest dużo młodszy. Prawdopodobnie do redakcji przyniósł je sam. Nie decyduje o sobie Gdy zmarła matka miał zaledwie 14 lat, a gdy skończył 19 został zupełnie sam. Był jedynakiem. Obecnie znajduje się pod opieką kuratora sądowego. - Po śmierci rodziców opiekę nad Włodkiem sprawował jego wujek, potem pani, która już nie żyje. Od 1987 roku ja jestem jego prawnym opiekunem - mówi. Włodzimierz Czemplik jest ubezwłasnowolniony, czyli niezdolny do decydowania o własnym losie. - Włodek wierzy ludziom, a oni czasem wykorzystują go w niewłaściwy sposób. Nie pije alkoholu, pali natomiast papierosy. Jest poszkodowany przez los, ma ciężkie życie. Na pewno, jak zobaczy swoje zdjęcie w gazecie, będzie się bardzo cieszył - kontynuuje kurator. Rozmowa z Czemplikiem jest trudna, bo udziela bardzo krótkich odpowiedzi. Prawdopodobnie nie radzi sobie z czytaniem i pisaniem. Ubrany jest w dwa swetry, w pokoju panuje chłód, a w kaflowym piecu się nie pali. Zasłane łóżko, jakieś stare, bardzo skromne meble. Ojciec był kolejarzem, matka też pracowała. - Nie wiem dokładnie, w szwalni podobno. Tak mówią, nie będę wypytywał - mówi. Dni, miesiące, lata Żyje bardzo skromnie i chyba wstydzi się tego. O tym, że ma wiele potrzeb, nie mówi. Pytam o jakąś miłą chwilę z dzieciństwa, z przeszłości. - A tego to nie pamiętam, nie pamiętam nic z dzieciństwa. Moja pamięć jest taka - stara się pokazać to ręką - ulotna. Nieraz idę do kuchni po coś i nie wiem, wracam, a to leży na stole. Na parapecie widzę kwiatki, kilka doniczek. Zapewne dba o nie, są świeżo podlane. Jego dni są bardzo zwyczajne. Wstaje o ósmej, idzie do pobliskiego sklepu, na Rynek, czasem na cmentarz, na groby rodziców, a w niedzielę do kościoła. Tak mijają tygodnie, miesiące, lata. Poza Krotoszyn nie wyjeżdża. Dzień kończy około dwudziestej drugiej. - Wieczory są najgorsze, tak samemu siedzieć - mówi, gdy staram się ciągnąć go za język. W czasie mojej wizyty przez cały czas włączony jest telewizor. Pytam: - Co lubi pan oglądać? - A tak aby, żeby coś gadało, żeby nie być samemu - odpowiada. Mówi, że najgorzej jest jednak w Boże Narodzenie. Pieniądze po ojcu Na pytanie , czy chciałby chodzić do pracy odpowiada, że tak, ale wie, że to nie od niego zależy. Na ścianie widzę kilka obrazów świętych i jeden inny - ze zdjęciem jego mamy. Ładna kobieta, z ciemnymi włosami, ile miała lat, gdy zmarła, nie potrafi powiedzieć. - Tak, sobie żyję, tak sam - mówi. - Jak długo pan tu mieszka - pytam. - Ile lat, o... już nie pamiętam - odpowiada. Opiekun dysponuje rentą, którą Włodzimierz Czemplik otrzymuje po ojcu, ponadto opłaca mu obiady w jednej ze stołówek. Wtedy może zjeść ciepły posiłek. Gorzej w dni wolne od pracy. Nie gotuje, po prostu nie potrafi. - Dogryzę chleba - dopowiada. Kurator nie zdradza kwoty. Na szczęście Czemplik nie choruje, choć wspomina coś o bólach głowy. Nie chcą mówić Jeden z jego sąsiadów: - Jest miły sympatyczny, nigdy nie widziałem go zdenerwowanego. Cieszy się, gdy ktoś mu pomoże. Jak się go zapyta, czy mu czegoś nie brakuje, zawsze odpowie: nie. Jedyna przyjemnością, to papierosy, na które często brakuje mu pieniędzy. Inni sąsiedzi nie chcą się wypowiadać. Na zakończenie Włodzimierz Czemplik prosi, bym przyszła z gazetą i przeczytała mu artykuł, który zamierzam o nim napisać. Bożena Maćkowiak