Festiwal zakończy za kilkadziesiąt minut program "Maleńczuk & Waglewski", który rozpoczął się kilkanaście minut przed godziną 2. Ostatni wieczór wypełnił program Piotra Kaczkowskiego "Minimax Jarocin Pl". Wystąpiły w nim m.in. Londyn, Lest Bigos, Sandaless, Gandahar, Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach, Jacek Kuleszana, Kazik & Buldog. Wcześniej, na dużej scenie, zagrali laureaci konkursu kapel amatorskich - poznańska formacja Napszykłat i Lustro z Radomia. Od minionego piątku, na dwóch jarocińskich scenach wystąpiły w sumie 43 kapele z Polski, Niemiec, Jamajki i Wielkiej Brytanii, m.in. Hey, Armia, Izrael, Twinkle Brothers, Dezerter, Indios Bravos, Myslowitz, Habakuk i Trebunie Tutki. "Po raz pierwszy w historii festiwali przyjechało tak dużo kapel zagranicznych. Urozmaiciło to festiwal" - ocenia wiceburmistrz miasta, Robert Kaźmierczak. Wielu dziennikarzy i uczestników tej imprezy zwracało uwagę na znaczenie konkursu młodych kapel. Według Kaczkowskiego, ich powrót jest "najważniejszym zjawiskiem festiwalu". - Publiczności nie dotyka nachalna promocja jakiegokolwiek produktu. Na scenie nie ma żadnej reklamy. Niezależność od komercji i autentyczność są też siłami tego festiwalu - podkreślił wiceburmistrz. Według niego, przyszedł już czas na refleksję, że publiczność dzisiejszego Jarocina jest zupełnie inna od tej, która przyjeżdżała na przykład w 1994 r., kiedy doszło do starć z policją. - Tutaj nikt już nie przyjeżdża, żeby bić się i rozrabiać, ale żeby słuchać muzyki. Szkoda tylko, że nie można jeszcze nakłonić fanów aby przychodzili słuchać zespołów konkursowych - mówił Kaźmierczak. Na festiwalu prezentowano - jak podkreślił - tyle gatunków muzycznych, że dawna nazwa "rockowisko" nie odpowiada już rzeczywistości. - Obecna nazwa imprezy jest najlepsza, bo nie stwarza jakiegoś gorsetu gatunkowego - uważa. Burmistrz Jarocina Adam Pawlicki twierdzi, że zakończony festiwal jest powrotem do dobrych tradycji. - Pokazujemy nowe zespoły, które nie są jeszcze znane w kraju. Taki właśnie powinien być Jarocin, powinien coś wnosić do polskiej kultury muzycznej. Ten festiwal będzie się rozwijać - powiedział. Większość fanów była zadowolona z pobytu na festiwalu i gry kapel jakie zaproszono. Podkreślali, że nie da się już wrócić do lat 80-tych i dawnych rockowisk, które przyciągały nawet po 20 tysięcy fanów. - Wtedy samo uczestnictwo na festiwalu było protestem przeciwko panującemu systemowi. Dziś wszystko się zmieniło, nie ma powrotu do tamtych lat i nie ma potrzeby manifestowania poglądów politycznych w taki sposób jak kiedyś - mówiło wielu fanów. Te "inne czasy" widać było niemal w każdym miejscu. Jak podkreślił wieloletni organizator dawnych rockowisk Walter Chełstowski, obecna młodzież różni się od tamtej (z lat 80-tych) jedynie tym, że "ma telefony komórkowe, aparaty cyfrowe i samochody, które zapełniły cały parking". Oprócz tego są tacy sami - wiedzą co kochają i wiedzą czego nie lubią i czego nie chcą - powiedział dzisiejszy producent telewizyjny. Z wielką życzliwością przyjęli fanów mieszkańcy miasteczka. Młodzieży udostępniano ogródki, w których stawiano namioty, a właściciele pobliskich sklepów respektowali w pełni zasadę "nasz klient, nasz pan". Dobrze o festiwalu i jego uczestnikach wypowiadali się nawet mieszkańcy domów położonych tuż przy scenach, którzy głośnej muzyki musieli słuchać przez większość każdego z trzech dni. Na festiwalu akredytowało się ponad 140 dziennikarzy, m.in. fotoreporterzy z Chicago. Były też stacje telewizyjne i radiowe z całego kraju oraz dziennikarze ogólnopolskiej prasy. Po 11 - letniej przerwie, tegoroczny festiwal zorganizowano po raz trzeci. Do 1994 r. odbywały się w Jarocinie znane w całym Festiwale Muzyków Rockowych (FMR). Imprezy przerwano po starciach uczestników z policją. Festiwale, ale w innej już formule, wznowiono w 2005 r. Organizatorami festiwalu były w tym roku należący do miejscowego samorządu Jarociński Ośrodek Kultury i poznańska agencja Go Ahead.