- Gdy się urodził, pierwsze, co pomyślałam to: "Czy nie zrobię mu krzywdy? Jest taki kruchy!" - Izabela Wolna z Rydzyny tuli do siebie małego Kaperka. Chłopiec przyszedł na świat niespełna dwa tygodnie temu, w 35. tygodniu ciąży. - Bałam się porodu, ale to już za mną. Teraz jestem w stu procentach szczęśliwa. Panią Izę oraz inne młode mamy odwiedziliśmy na oddziale ginekologiczno - położniczym leszczyńskiego szpitala. W tym roku 26 maja będzie dla nich dniem szczególnym. Będą świętowały go wraz ze swoimi malutkimi pociechami. Czasem trochę pomarudzi Piotr Wolny bardzo chciał być przy narodzinach swojego dziecka. Okazało się jednak, iż konieczne jest cesarskie cięcie. Kaperek przyszedł na świat w 35. tygodniu ciąży. W dniu narodzin ważył 2100 gramów. Dziś pan Piotr dzielnie wspiera swoją młodą żonę, codziennie odwiedza ją w szpitalu, razem uczą się, jak dbać o swoje maleństwo. - Mały prawie w ogóle nie płacze, jest bardzo cichutki, czasem tylko trochę pomarudzi. O, jak teraz się ślicznie uśmiecha! - Izabela Wolna nie odstępuje synka nawet na krok. - Płacze tylko, gdy go kłują, by pobrać krew do badania. - Już gdy był w brzuchu żony mówiłem do niego "Kacperku!". I postanowiliśmy zostać przy tym imieniu - uprzedza kolejne pytanie Piotr Wolny. Słodkie na dziewczynkę Obok w sali słychać płacz innego malucha. To Alicja domaga się karmienia. - Ssie pierś tak trzydzieści minut, potem ma dwie godziny przerwy - mówi świeżo upieczona mama, Róża Rękoś. - Pierwszego dnia była bardzo spokojniutka, w kolejnych już dała się we znaki. Czy miała obawy, jadąc do szpitala? Oczywiście, że tak, chyba podobnie jak większość kobiet, które po raz pierwszy zostają matkami. Czy wszystko będzie w porządku? Czy poradzę sobie z dzieckiem? - takie pytania rodzą się najczęściej. I nic dziwnego, bo zupełnie inaczej jest, gdy patrzymy z boku na dzieci sąsiadki, kuzynki, koleżanki. Własne dziecko, zwłaszcza w pierwszych tygodniach po urodzeniu, wymaga stałej obecności mamy, która jest przecież najważniejszą osobą w jego życiu. - Wiem to. Ale już teraz nie mam obaw. Kiedy zobaczyłam małą po raz pierwszy, zaczęłam płakać. Strach szybko minął i teraz jestem przekonana, że dam sobie radę - kontynuuje pani Róża. Pochodząca z Włoszakowic młoda mama już na kilka dni przed porodem musiała stawić się w szpitalu. - Pewnie, że człowiek woli być w domu, ale jeśli trzeba, dla dobra maleństwa, to w ogóle nie ma o czym dyskutować - dodaje mieszkanka Włoszakowic. Badanie usg potwierdziło to, czego pani Róża i tak się spodziewała. - Wiedziałam, że będzie dziewczynka, bo od pierwszego miesiąca ciąży miałam ochotę na wszystko, co słodkie. A ludzie mówią, że takie zachcianki to na dziewczynkę. I w moim przypadku się sprawdziło - śmieje się Róża Rękoś. Więcej bliźniaków Na oddziale ginekologiczno - położniczym Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lesznie gwarno jest od samego rana. Karmienie, przewijanie, przebieranie, kąpanie - nikt tu nie narzeka, że ciągle to samo. A tygodniowy czy nawet dłuższy pobyt w szpitalu rekompensuje uśmiech nowo narodzonej pociechy. Ostatnio rodzi się tu więcej dzieci, około stu pięćdziesięciu miesięcznie, w tym coraz więcej bliźniaków. Mieszkanki regionu leszczyńskiego, u których stwierdzono mnogie ciąże, są bowiem zgodnie z zaleceniami kierowane do Leszna. Ewa Kujawska, ginekolog - położnik, p. o. ordynatora oddziału ginekologiczno - położniczego w Lesznie, odebrała już tysiące porodów. - Kobiety różnie reagują na wieść o ciąży. Większość się cieszy, ale są też takie, które nie ukrywają niezadowolenia. Zazwyczaj jednak wystarczą trzy tygodnie do kolejnej wizyty, bo oswoić się z tą myślą i zaakceptować fakt, iż zostanie się matką - zauważa Ewa Kujawska. Wśród pacjentek leszczyńskiego szpitala nie brakowało też młodocianych matek. - Dziś urodziła szesnastolatka. Trafiały do nas również matki, które miały piętnaście lat. Te, które czuły wsparcie ze strony rodziny, zwłaszcza własnych matek, zazwyczaj doskonale radziły sobie ze swoimi dziećmi - zdradza położna Beata Wawrocka. - Nie pamiętam sytuacji, by młodociana matka odepchnęła swoje dziecko. Bywało natomiast tak, że ich rodzice sugerowali adopcję, ale zazwyczaj dziewczyny nie chciały się na to zgodzić. Nie zawsze co trzy godziny W pierwszych dniach po porodzie najwięcej problemów i pytań towarzyszy karmieniu. Część pań nie akceptuje karmienia naturalnego, inne na początku zupełnie sobie z tym nie radzą. - Dużo daje szkoła rodzenia. Gdy do szpitala trafia matka po takich zajęciach, widać, iż wie, co ją czeka. Wie też, że nie zawsze wszystko musi przebiegać w książkowy sposób, jak na przykład karmienie, o którym można wyczytać, iż dziecko powinno pić z piersi raz na trzy godziny po piętnaście minut. Czasem trzeba karmić nawet co pół godziny - dodaje Beata Wawrocka. Granica w górę W jakim wieku najlepiej zdecydować się na pierwsze dziecko? Tu granica ciągle przesuwa się w górę, bo kobiety najpierw chcą zdobyć wykształcenie, potem dobrą pracę i awans. - Myślę, że dla kobiety najlepszym czasem, by urodzić pierwsze dziecko, jest wiek od 25 do 29 lat - podkreśla Ewa Kujawska. - Miałam też pacjentkę, która na pierwszą ciążę świadomie zdecydowała się dopiero w wieku 44 lat. Rok później urodziła kolejne dziecko. Piątkowe przedpołudnie mija na oddziale pracowicie. - A jeszcze nie wiadomo, co nas czeka - żartuje Ewa Kujawska. - Na dole mamy jakieś dwadzieścia pacjentek do porodu. Nie liczę tych, które w każdej chwili mogą jeszcze przyjechać. Zwłaszcza jeśli chodzi o bliźnięta, mamy tu takie niepisane prawo serii. Jak urodzą się jedne, to prawie pewne, że za chwilę będzie kolejny bliźniaczy poród. A na sali porodowej nie brakuje niespodzianek, chociaż teraz, gdy medycyna dysponuje nowoczesną aparaturą, jest ich już znacznie mniej. - Kiedyś nie było aparatów usg. Nie zapomnę, jak trafiła do nas pani, u której stwierdziliśmy bliźniaczą ciążę. Dopiero na sali - ku zaskoczeniu wszystkich - okazało się, iż przyjechała do nas rodzić trojaczki - kończy Ewa Kujawska. ANNA MAĆKOWIAK