W kwietniu przeszedł operację usunięcia guza mózgu. Czego pragnie? Żyć, wyzdrowieć i zagrać w piłkę. Czasem miewa chwile załamania, ale jego ciocia Edyta Szymańska z Brenna wpadła na pomysł, jak odpędzić od niego złe myśli. Do tego jednak potrzebne jest zaangażowanie naszych czytelników, szczególnie tych małych... Rósł po cichu Rak "zamieszkał" w główce Mateuszka po cichu, długo nie dając żadnych sygnałów. Potem zaczął się panoszyć. W październiku ub.r. spowodował bóle głowy, osłabienie i apatię. - Wcześniej synka wszędzie było pełno. Grał w piłkę, łowił ryby. Nawet wówczas, kiedy zaczął sypiać w ciągu dnia i kilkakrotnie zwymiotował, nie myślałam o nowotworze. Ale objawy nasilały się i trafiliśmy na specjalistyczne badania. Po odczytaniu wyników Mateusz natychmiast trafił do szpitala - mówi Jolanta Gościniak, mama chłopca. Wszystko działo się w okamgnieniu. Wyjątkowo złośliwy rak był już spory, początkowo nieoperacyjny. W grudniu, z powodu wodogłowia, wstawiono Mateuszkowi zastawkę. Od tego czasu niemal stale przebywał w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Przeszedł chemioterapię, a w kwietniu zoperowano guz. Na oddziale onkologicznym państwo Gościniak czuli się pewniej niż we własnym domu. Wiedzieli, że na wyciągnięcie ręki mają lekarzy. Nie czuli się też osamotnieni w nieszczęściu, ponieważ wokół były same chore dzieci. Jedność z pozostałymi dodawała otuchy. Jednak decyzję o powrocie do Wschowy przyjęli z ulgą. Kiedy chłopiec wysiadł z auta, nie chciał usiąść na wózku. - Ja sam dojdę - zapewniał stawiając małe kroczki. Rumieńce, pierogi i patent ciotki W domu od razu poprosił o pierogi. Nadzieja wstąpiła w serca wszystkich domowników, a jego siostry Klaudia i Patrycja na przemian śmiały się i płakały. Gdy Mateusz obudził się z rumieńcami na twarzy - świętowano. Nauczyciele rozpoczęli w domu indywidualne lekcje. - Wśród rodziców dzieci chorych na nowotwory panuje przekonanie, że im więcej się one śmieją, tym bardziej rośnie poziom płytek krwi. A to właśnie droga ku wyzdrowieniu. Mateusz wie, że jego największym sprzymierzeńcem jest uśmiech. To mój bohater. Kiedy lekarz proponował leki przeciwbólowe synek odmawiał - nie kryje dumy pani Jola. Siostry przytulają go jedna po drugiej i dodają, że brat jest nie tylko silny, ale i wyjątkowo zdolny. - Na świadectwie na półrocze miał same czwórki. W Centrum męczyli go chemioterapią, a on miał jeszcze chęć się uczyć - tłumaczy Klaudia, która uczy się w I klasie gimnazjum. - Jest dobry z przyrody. Uwielbia filmy o zwierzętach. I fascynują go gwiazdy - uzupełnia dwa lata starsza Patrycja. Co zrobić, by Mateusz uśmiechał się od ucha do ucha? Patent ma ciocia Edyta, która oglądała kiedyś film o chłopcu chorym na raka. Prosił o listy i widokówki od dzieci z całego świata. Odzew był ogromny, a chłopiec zaczął bić swoisty rekord. Mateusz przyznał, że jemu też sprawiłoby to radość. - Nie mogę jeszcze zagrać w piłkę. Będę więc czytał listy od dzieci - mówi z entuzjazmem. Budżet jak szwajcarski ser 4 maja Gościniakowie znów trafią na oddział onkologiczny Centrum Zdrowia Dziecka na radioterapię. 33 naświetlania w ciągu pięciu tygodni. Mama zostanie z synkiem na stałe, tata Ireneusz będzie dojeżdżał. Niestety, podróże do stolicy, podobnie jak stołowanie się tam, kosztują. Poza tym Mateusz nie przepada za szpitalną dietą, a rodzice - co jest zrozumiałe - bez mrugnięcia okiem spełniają jego kulinarne zachcianki. Tymczasem budżet domowy jest bardzo skromny. Tata pracuje dorywczo, mama większość życia miała dwa etaty, ale we wrześniu ub.r. z funduszy urzędu pracy założyła własną firmę krawiecką. Teraz nie pracuje, lecz działalności nie może zawiesić, bo złamałaby przepisy. Związane z nią opłaty: ZUS i wynajem lokalu, szczególnie obciążają domową kasę. W Szkole Podstawowej nr 2 we Wschowie, do której chodzi Mateusz, zorganizowano pierwszą zbiórkę. - Uczniowie i ich rodzice zareagowali bardzo spontanicznie. Uzbieraliśmy ponad 5 tys. zł. To wspaniałe przekonać się, jak wrażliwą mamy młodzież. Kiedy fundusz dla Mateuszka wyczerpie się całkowicie, przymierzymy się do kolejnej zbiórki - zapewnia Ryszard Ratajczak, dyrektor SP nr 2 we Wschowie. Niestety, w miniony weekend stan Mateuszka pogorszył się i chłopiec trafił do nowosolskiego szpitala.