- Wręczenie zaręczynowego pierścionka miałem w planie, w przeciwieństwie do zamierzeń sportowych. Nie byłem absolutnie faworytem konkursu, ani też przez myśl nie przeszła mi wysokość ponad 5,80. Jestem więc potrójnie szczęśliwy, bo oświadczyny zostały przyjęte - powiedział Czerwiński. Rezultat 5,80 może dać medal halowych mistrzostw świata (12-14 marca w Dausze), w których 27-letni zawodnik MKL Szczecin nie wystartuje. - Nie czuję do nikogo jakiegoś żalu, czy też wielkiego zawodu. Kryteria kwalifikacji znane były od dawna, ja ich nie wypełniłem i nie znalazłem się w reprezentacji. Minimum PZLA wynosiło 5,70 i trzeba je było osiągnąć najpóźniej w mistrzostwach Polski 27-28 lutego. Skoczyłem w Spale 5,60, a wcześniej 5,50 we Francji i 5,55 w Szwecji - wyjaśnił. Z polskich tyczkarzy wyżej od Czerwińskiego skoczył w hali tylko Mirosław Chmara - 5,85 w 1989 roku, do którego należy też rekord kraju na stadionie (absolutny) - 5,90 w 1988 roku. - Przemek trzykrotnie atakował w sobotę w Doniecku wysokość 5,91 i był bliski jej pokonania - ocenił jego trener Wiaczesław Kaliniczenko. Przyznał też, że wynik 5,82 jest również dla niego wielką niespodzianką. - Zakładałem, że powinien skoczyć góra 5,75, a przy najlepszym układzie, jeśli wszystko się zgra, to 5,80. Jak dodał, cała sztuka sprowadza się do twardości tyczki. - W Spale były za miękkie, natomiast w Doniecku bardzo twarde i 5,82 Przemek pokonał w pierwszej próbie. Czerwiński niemalże pół życia poświęcił skakaniu. W tym roku minie 15 lat, jak rozpoczął lekkoatletyczną przygodę. I - jak podkreślił - dosłownie tak podchodzi do sportu. - Nie spinam się, nie stresuję się, nie wytyczam sobie górnolotnych celów. Sport jest dla mnie wielką i przyjemną przygodą; chcę po prostu fajnie skakać, a co z tego wyjdzie w danych zawodach, los pokaże. I nie zamierzam zmieniać takiego nastawienia - wyjaśnił. Przyznał też, że finansowo nie jest mu łatwo, ale i w tym przypadku nie ma do nikogo pretensji. - Nie mam od państwa stypendium, bo nie spełniam warunków. Są przepisy i trzeba je respektować. Za rekordy życiowe czy kraju nie płaci się co miesiąc, nie licząc jednorazowych nagród. Mam jednak to szczęście, że trafiłem do klubu, którego zawodnicy są wspierani przez miasto - powiedział Czerwiński. W karierze miał dwa ciężkie wypadki. Na treningu przed mistrzostwami świata w Osace, w sierpniu 2007 roku złamał prawą rękę. Ledwo co wrócił do skakania, we wrześniu 2008 roku w Szczecinie, podczas mityngu Pedro's Cup, spadł tak pechowo do tzw. dołka, że doznał urazu stawu skokowego prawej nogi. Po kilku miesiącach okazało się, że konieczna jest operacja. Ale te wypadki nie wpłynęły źle na jego psychikę. Mało tego, wzmocniły ją. - Po tych wypadkach czuję się silniejszy. Czasami działa to w drugą stronę i człowiek boi się, że sytuacja może się powtórzyć. W moim przypadku jest akurat odwrotnie i z optymizmem patrzę na letni sezon - przyznał Czerwiński, który krótką przerwę w treningach chce wykorzystać na wypad do Kijowa. Tam mieszka jego wybranka serca - Jewgienia Riabowa. Poznali się trzy lata temu w Doniecku, podczas mityngu skoku o tyczce, nad którym pieczę ma rekordzista świata Siergiej Bubka. - Żenia wpadła mi w oko niczym pył. Wypatrzyłem ją na trybunie. Zaczęliśmy na siebie patrzeć. Miłość od pierwszego wejrzenia. Utwierdziły nas w tym przekonaniu minione lata. W sobotę, po zakończeniu tak udanego dla mnie konkursu, oświadczyłem się. Jestem jednak staroświecki i za tydzień pojadę do Kijowa, by oficjalnie rodziców poprosić o rękę córki - wyjawił Czerwiński.